Przejdź do głównej zawartości strony

…zasługi Kisiela są tak ogromne, że moim zdaniem obowiązkiem Polaków jest wystawić mu pomnik. Wiem nawet, gdzie jego pomnik powinien stanąć: na skwerze na Krakowskim Przedmieściu, między pięknym pomnikiem prymasa Wyszyńskiego i ładnym pomnikiem Bolesława Prusa.

Gustaw Herling-Grudziński

W swoim słynnym Abecadle, Stefan Kisielewski wspomina pierwsze zetknięcie ze Stefanem Wyszyńskim, wówczas biskupem lubelskim: „Mianowicie przyjechałem do Lublina i miałem być przez niego przyjęty, przygotowano to. Jednak okazało się, że on musiał wyjechać, ale zostawił dla mnie list. I w tym liście napisał: «Czytam pańskie felietony, ale nie jestem ich zwolennikiem. Naród polski cierpiał, ma bolesne rany, a pan soli dosypuje do tych ran. A to trzeba przecież leczyć». Potem, jak go poznałem, tośmy właśnie na ten temat dyskutowali”.

Prymas jak ulał

Potem zresztą tych spotkań było wiele, w Dziennikach Kisiela osoba prymasa Wyszyńskiego pojawia się wielokrotnie.

Nie wszystkie zapiski dokumentują aprobatę wobec działań prymasa. Kisielewski potrafił o nim napisać, że „niewiele kapuje” (to w kontekście wyjazdu prymasa do Rzymu w 1968 r.), że „postarzał się mocno” (w 1969 r.) albo „dziwnie się zachowuje”. Ale zaraz obok przyznawał, że to prymas „daje narodowi drogowskazy duchowe” i że jest to „człowiek niezwykle wybitny, może w innej epoce byłby kontrowersyjny, tutaj jest jak ulał”. Nie wahał toczyć o prymasa bojów polemicznym słowem i piórem, gotów pokłócić się o pryncypia z najbliższymi przyjaciółmi, także tymi z „Tygodnika Powszechnego”.

Rozżarci idioci

Cezurą był Sobór Watykański II, który podzielił redakcję „Tygodnika Powszechnego”, zaangażowaną w promowanie reform, dla jednych stanowiących „wiosnę Kościoła”, a dla innych „ferment”, który – jak pisał Stanisław Stomma – „u nas, w sytuacji ciągłego zagrożenia Kościoła z zewnątrz, mógł mieć katastrofalne konsekwencje”. Prymas Wyszyński „wiedział dobrze, że nie można doprowadzić do trzęsienia Ziemi, które rodziłoby chaos pojęciowy i niebezpieczeństwo utraty dla szerokich mas wiernych poczucia identyczności Kościoła”.

Kisielewski stanął w tym konflikcie po stronie prymasa. W jego przypadku nie chodziło tylko o wątpliwości teologiczne, które po Vaticanum II wprawiły w zakłopotanie miliony katolików na całym świecie. Chodziło także o funkcjonowanie w ramach realiów komunistycznej Polski, o przetrwanie w trudnych warunkach Kościoła i narodu. Dlatego w Dzienniku notował zirytowany: „Mają w głowie tylko… walkę z prymasem o reformę Kościoła, przy czym są tak rozżarci, że mówią o prymasie dosłownie ostatnimi słowami. […] Ci idioci uważają się niemal za książąt Kościoła i nie mają teraz większych zmartwień, jak tylko owe reformy, które tyczą się może świata zachodniego, ale nie u nas, bo tutaj głupkowaty moloch komunizmu przytłacza wszystko, a wszelkie dyskusje soborowo-reformatorskie toczą się wobec marksistowskiej klaki zainteresowanej tym, aby katolicyzm był jak najmniej intensywny, jak najbardziej rozwodniony przez «liberalizację»”.

Ekskomunika wykluczona

W przywoływanym już Alfabecie z 1988 roku Kisiel podsumowuje osobę prymasa Wyszyńskiego krótko: „wielka postać”. A dalej: „Prowadził Kościół dobrze. Miał twardy charakter, jednocześnie umiał manewrować, umiał komunistów wyprowadzić w pole”.

I jeszcze ta jedna, ale jakże ważna dla tego „Stańczyka Polski Ludowej” uwaga: „Mnie się podobało, że on miał poczucie humoru”. O co dokładnie chodziło Kisielowi, można zrozumieć z anegdoty przywołanej przez dziennikarza Jacka Żakowskiego, a dotyczącej spotkania redakcji „Tygodnika Powszechnego” z prymasem: „[…] kardynał Wyszyński zdziwiony milczeniem zazwyczaj gadatliwego Kisiela, pochylił się nad stołem i, zwracając się do Kisielewskiego z wyraźną troską, zapytał:

– A pan, panie Kisielu, czemu dziś taki milczący?

Kisiel popatrzył po kolegach, ale nie było już żadnego ratunku, prymasowi trzeba było odpowiedzieć.

– Bo ja, Księże Prymasie, chciałbym zapytać, jak to jest z tą etyką seksualną. Dlaczego Ksiądz Prymas uważa…

Prymas stężał. Na oczach wszystkich bardzo dobre spotkanie zamieniło się w totalną klapę. Kto, jak kto, ale kardynał Wyszyński nie mógł spokojnie wysłuchać wykładu poglądów Kisiela.

Kisiel mówił długo i przerażająco ostro. Ale im dłużej mówił, tym prymas był mniej napięty. Kiedy zapadła cisza, prymas niby się zasępił.

– Tak, ja rozumiem, doskonale Pana rozumiem. Pan by chciał, żebym ja pana wyklął – żartował kardynał. – Pan chce być urzędowo wyklęty. Ale: nie! Ja panu tej przyjemności nie zrobię. Niech pan na to nie liczy”.

Największy teolog

Stefan Kisielewski „posypywał rany solą” przez wiele lat, nie tylko współpracując z „Tygodnikiem Powszechnym”, ale także z „Ruchem Muzycznym”, paryską „Kulturą” czy nawet uczestnicząc w obradach Sejmu PRL w latach 1957-1965. Przez cały ten czas utrzymywał ścisłe kontrakty z kardynałem Wyszyńskim, aż do śmierci tego ostatniego w 1981 roku.

Ksiądz Andrzej Bardecki, asystent kościelny „Tygodnika Powszechnego”, nie miał wątpliwości, że Kisiel z prymasem byli „w wielkiej przyjaźni”: „Dla Kisiela, Prymas to był przede wszystkim mąż stanu, polityk, człowiek walczących z komuną. A ksiądz kardynał Wyszyński miał do Kisiela wielką słabość”. Do tego stopnia, że nawet mawiał, iż z całego „Tygodnika Powszechnego”, „największy teolog to Kisielewski”.

Stefan Kisielewski zmarł 27 września 1991 roku. Nad trumną, x. Janusz St. Pasierb przypominał zapis z dzienników prymasa Wyszyńskiego Pro memoria z lutego 1968 roku: „Stefan Kisielewski w sprawach ogólnonarodowych”. „To zdanie brzmi jak streszczenie całego życia Stefana Kisielewskiego”, podsumował nie bez racji kapłan.

Artykuł został opracowany m.in. z wykorzystaniem «Alfabetu» i «Dzienników» Stefana Kisielewskiego, a także książek Joanny Pruszyńskiej «Kisiel» (Warszawa 1998) i Moniki Wiszniowskiej «Stańczyk Polski Ludowej. Rzecz o Stefanie Kisielewskim» (Warszawa 2004).