„Gazeta Polska”: Beatyfikacja to wydarzenie w dziejach duchowości, ale można też popatrzeć na nią z punktu widzenia historycznego. Jakie jest znaczenie kardynała Stefana Wyszyńskiego w historii Polski i świata?
Dyr. Piotr Dmitrowicz: Dla mnie prymas był człowiekiem, który wyznaczył nam drogę do wolności. On był kimś więcej niż tylko głową Kościoła w Polsce. To, co zrobił dla naszej wspólnoty narodowej i jak wpłynął na powojenną historię naszego kraju, daleko wykracza po za ramy sprawowanej przez niego władzy. Tuż po wyborze na papieża Karol Wojtyła mówił o Wyszyńskim: „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka… gdyby nie było twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, twojej heroicznej nadziei, twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry – i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”. Te zdania oddają istotę wielkości kardynała. Dzięki jego działaniom i postawie Polacy nie dali się skomunizować. Kiedy został prymasem Polska podnosiła się z wojennych ran, a komuniści rozpoczęli niespotykaną w naszej historii próbę podporządkowania sobie kościoła. Za swoją niezłomną postawę zapłacił uwięzieniem. Został sam, ale nie dał się złamać. W sierpniu 1956 roku na Jasnej Górze, blisko milion wiernych odnowiło przygotowane przez niego Jasnogórskie Śluby Narodu. To był wielki tryumf prymasa, którego dwa miesiące później wypuszczono z więzienia. W kolejnych latach rodacy realizowali przygotowany przez niego program Wielkiej Nowenny, którego punktem kulminacyjnym były obchody Tysiąclecia Chrztu Polski. To był wielki program odnowy moralnej i duchowej. To właśnie milenijne pokolenie tworzyło „Solidarność”. Prymas wolności nie doczekał, ale wyznaczał przez lata drogę, którą do tej wolności doszliśmy.
Razem z kardynałem Wyszyńskim będzie beatyfikowana Elżbieta Czacka. Co łączy tych dwoje ludzi Kościoła?
Ksiądz Wyszyński po raz pierwszy był w Laskach 1926 roku. To tam Róża Czacka założyła Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi oraz Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Połączyła ich osoba ks. prof. Władysława Korniłowicza, który kształtował duchowość nowego zgromadzenia zakonnego. Stefan Wyszyński znał go jeszcze z czasów studiów na KUL. On był jego kierownikiem duchowym i miał przemożny wpływ na późniejszego prymasa. W dużym stopniu go ukształtował. Na marginesie mam nadzieję, że uda się przywrócić pamięć o tym niesamowitym człowieku. Myślę że matka Czacka i kardynał Wyszyński bardzo podobnie patrzyli na kwestię cierpienia ludzkiego, czy w ogóle drugiego człowieka, któremu zawsze należy pomóc, podać rękę. Kiedy siostra Czacka chorowała prymas mówił „Nasza matka jest jak dąb, który wrósł w ziemię swoim dziełem, pracą, modlitwa, ogromnym trudem, niesłychanym poświęceniem, olbrzymią ofiarą. Ten dąb głęboko zapuścił korzenie w glebę tej ziemi i w glebę naszych dusz”. „Nasza matka” – te piękne słowa oddają istotę ich relacji.
Dzieło Matki Czackiej to nie tylko opieka nad niewidomymi, ale także czynny udział w historii Polski – szczególnie podczas okupacji. Jak pomagano w Laskach?
W lipcu 1942 roku Wyszyński przyjechał do Lasek i wygłosił rekolekcje. Ponieważ ks. Jan Zieja został zdekonspirowany poproszono ks. Wyszyńskiego, aby został w Laskach. I został aż do 1945 roku. Przed powstaniem matka Czacka zdecydowała, że na terenie zakładu powstanie szpital dla rannych. Wyszyńskiemu, który uważał, że to niepotrzebne narażanie dzieła jej życia, powiedziała: „Cała Polska walczy. My nie możemy stać z boku, musimy się zaangażować”. Mało kto wie, że do tego szpitala trafiali nie tylko powstańcy, ale i żołnierze niemieccy! Piękne świadectwo tych czasów dał po latach prymas: „[Powstanie] był to moment, który odsłonił nam nowe oblicze Matki Róży Czackiej. Pamiętam wieczór, gdy jako kapelan rejonowy AK poświęcałem tutaj szpitalik powstańczy… Patrzyłem wtedy na Matkę i myślałem sobie, skąd w tej kobiecie, zajętej przecież swoim Dziełem, taka odwaga, żeby wystawić Dzieło na wszelkie niebezpieczeństwo, związane z czynnym zaangażowaniem się w Powstanie? Matka była jednak zdecydowana. Uważała, że trzeba okazać postawę mężną, bo tego wymaga w tej chwili cały świat… Było w niej coś z Traugutta”.
Wydaje się, że Stefan Wyszyński pozostawał zawsze niejako w cieniu św. Jana Pawła, czy beatyfikacja jest szansą na dostrzeżenie też jego wielkiego dzieła?
Nie zgadzam się, że pozostawał w cieniu. Dla kilku pokoleń Polaków to był prawdziwy ojciec. Proszę zauważyć, a rzadko na to zwracamy uwagę, jak fenomenalnie prymas „wycofał” się z pierwszej linii podczas pierwszej pielgrzymki. Przecież to, co się stało: Papież-Polak z pielgrzymką w komunistycznym kraju, tak przyjmowany, to była jego zasługa, ale on wiedział, że tak trzeba. To jeden z wielu przykładów, że prymas widział dalej i więcej. Był po prostu mężem stanu. Niestety jednym z ostatnich w historii XX wieku. Wracając do beatyfikacji, to na pewno jest to zachęta, by przypomnieć, a tak naprawdę dla kilku pokoleń odkryć sylwetkę prymasa. Nie ukrywam, że to bardzo trudne zadanie.
Jak Mt 5,14 przygotowuje się do beatyfikacji?
Dla nas beatyfikacja to tylko jeden z przystanków oczywiście najważniejszy, ale pamiętajmy, że mamy ustanowiony przez Sejm RP rok Wyszyńskiego. Przypominamy o 40. rocznicy jego śmierci. Mamy wystawę i album z niepublikowanymi zdjęciami z pogrzebu. Tytuł Doświadczyć wspólnoty, mówi wszystko to czym było pożegnanie Interrexa, nad tą trumną stała cała Polska. W 120. rocznicę urodzin przygotowaliśmy wystawę Czas to miłość, która pokazuje go nie jako polityka, prymasa, ale duchownego, który głosił i nauczał o miłości, szacunku, godności ludzkiej. To są również wydawnictwa, czy konferencje naukowe. Ostatnia z nich Trudny obowiązek czy twórcze wyzwanie? Praca w myśli Prymasa Wyszyńskiego, pokazała jak aktualne jest to, co mówił, szczególnie właśnie dziś w „czasach zarazy”. Przygotowaliśmy też teledysk Gabi Gąsior Czas to miłość, nagrany w Muzeum z młodymi ludźmi. Kiedy w salach, które opowiadają o naszej dramatycznej historii, o czasach wojny i komunizmu, piosenkarka śpiewała o tym, że tylko miłość i pomoc drugiemu człowiekowi jest ważna – to zrozumiałem jak ponadczasowe przesłanie głosił prymas. Ta piosenka ma moc i energię i świetnie ukazuje życie Wyszyńskiego. To nasz bohater który wygrał, i nie dał się zniszczyć, a na nienawiść odpowiadał miłością.
Jak w atrakcyjny sposób można przekazać młodemu pokoleniu dziedzictwo kardynała Wyszyńskiego?
To jest prawdziwe wyzwanie, bo przecież dla nich to tak odległa postać jak Tadeusz Kościuszko czy Jan III Sobieski. Myślę, że przede wszystkim trzeba zdjąć prymasa z pomnika. Zamiast opowiadać o posągowym niezłomnym księciu kościoła, spróbujmy pokazać młodego wrażliwego chłopaka z, przepraszam, zapadłej wsi, który spełnia swoje wielkie marzenie i zostaje księdzem. Opowiadajmy o człowieku pełnym rozterek, który miał chwile zwątpienia, bał się, wahał, ale na końcu zwyciężał. Wygrywał, bo wierzył w miłość i drugiego człowieka. Ściągnijmy go z pomnika i posłuchajmy, co mówił. Tylko tyle i aż tyle.
rozmawiała Magdalena Łysiak