Nieprzejednana postawa kard. Stefana Wyszyńskiego wobec prób zniszczenia Kościoła w Polsce, upominanie się u władz komunistycznych o każdego uwięzionego duchownego, piętnowanie ateizacji społeczeństwa, zdecydowana obrona skazanego na długoletnie więzienie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka i wreszcie pamiętny memoriał Episkopatu Polski z 8 maja 1953 r., wyrażający sprzeciw wobec prób podporządkowania Kościoła komunistycznemu państwu (Non possumus) – to okoliczności, które zadecydowały o aresztowaniu prymasa Polski. Warto przypomnieć, że komuniści planowali go uwięzić już w 1950 r., lecz ostateczna decyzja zapadła podczas obrad Biura Politycznego KC PZPR 21 września 1953 r. Pretekstem do dokonania tego czynu było rzekome nadużywanie przez prymasa piastowanych przez niego funkcji kościelnych, łamanie zasad Porozumienia między rządem i Episkopatem oraz wytwarzanie atmosfery sprzyjającej działaniu na szkodę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Wykonanie uchwały zlecono Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego.
Podstęp ubeków
Około godziny 22.00 na zazwyczaj cichej o tej porze ulicy Miodowej, gdzie znajdowała się rezydencja Prymasa Polski, pojawiła się grupa uzbrojonych mężczyzn. Byli to funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Dobijali się do bramy, żądając jej natychmiastowego otwarcia. W tym czasie druga grupa napastników przedostała się niepostrzeżenie na teren rezydencji przez mur od strony ogrodu. Mieszkańcy domu zostali wyrwani ze snu. Do nieproszonych gości wyszedł x. Hieronim Goździewicz. Funkcjonariusze oznajmili mu, że przynieśli list ministra spraw wewnętrznych Antoniego Bidy do bp. Antoniego Baraniaka i żądają otwarcia bramy.
Powiadomiony o najściu abp Wyszyński nie miał wątpliwości, że to zwykły podstęp. Przeczuwając, co się wydarzy, ubrał się i przeszedł przez całe piętro zapalając wszystkie światła. To samo uczynił na parterze, aby mieszkańcy Warszawy dowiedzieli się o napadzie, gdyż o tej porze światła w rezydencji nigdy się nie świeciły. Grupa napastników nie przestawała szturmować bramy wejściowej. Tymczasem funkcjonariusze, którzy przedostali się przez mur, wyprowadzili od strony ogrodu bp. Baraniaka. Wszyscy weszli do Sali Papieży, nazywanej tak ze względu na wiszące tam portrety następców św. Piotra.
– „Ci panowie chcieli strzelać” – oznajmił bp Baraniak.
– „Szkoda, wiedzielibyśmy, że to napad, a tak to nie wiemy co sądzić o tym nocnym najściu” – odpowiedział prymas.
Jeden z napastników wyjaśnił, że przyszli w sprawie urzędowej i dziwi się, że nikt bramy nie otwiera.
– „Godziny urzędowe są u nas za dnia i wtedy i bramy i drzwi są otwarte. Teraz nikt u nas nie urzęduje” – odpowiedział prymas.
– „Ale Państwo ma prawo zwrócić się do obywateli kiedy chce” – odciął się jeden z funkcjonariuszy, co gospodarz skwitował stwierdzeniem, że i państwo ma obowiązek przyzwoitego postępowania wobec obywateli.
Opatrunek z jodyny
Prymas był cały czas opanowany. W pewnym momencie owczarek Baca, biegający po dziedzińcu, rzucił się na jednego z funkcjonariuszy i ugryzł go w nogę. Siostra Maksencja Jechalik, przełożona elżbietanek pracujących w rezydencji prymasa, przyniosła jodynę, a prymas osobiście udzielił pomocy i zapewnił, że pies jest zdrowy i szczepiony.
„Dotąd jeszcze nie wiem, czy mam przed sobą przedstawicieli władzy, czy napad. Dom stoi wśród ruin i gruzów i dlatego w nocy nikogo nie wpuszczamy. Tym bardziej, że panowie w bramie zaczęli od kłamstwa” – oznajmił prymas funkcjonariuszom zgłaszającym pretensje, że nie otworzono drzwi przedstawicielom władzy państwowej.
Po chwili płk Karol Więckowski pokazał gospodarzowi dokument zawierający decyzję rządu z dnia poprzedniego, według której prymas ma być natychmiast usunięty z miasta, z zakazem wykonywania jakichkolwiek funkcji związanych z przynależnością do stanu kapłańskiego. Pod decyzją widnieją podpisy Bolesława Bieruta, Jakuba Bermana, Józefa Cyrankiewicza, Hilarego Minca, Edwarda Ochaba i Stanisława Radkiewicza.
„Ubogi przyszedłem i ubogi wyjdę”
Prymas odmówił podpisania dokumentu. Oświadczył, że decyzja o jego internowaniu jest nie tylko bezprawna, lecz także szkodliwa dla Polski. Ponaglany zapisał na papierze tylko jedno słowo: „Czytałem”. Odmówił też spakowania rzeczy osobistych, a nalegającej na to zakonnicy tłumaczył: „Siostro, nic nie zabieram. Ubogi przyszedłem do tego domu i ubogi stąd wyjdę. Siostra składała ślub ubóstwa i wie, co to znaczy”. Prymas wyraźnie przy wszystkich oznajmił, że podczas jego nieobecności to bp Baraniak ma być gospodarzem w tym miejscu. Po czym, głośno dodał: „Składam księdzu biskupowi oświadczenie, że to, czego jestem świadkiem, uważam za gwałt. Proszę, by nikt nie podejmował mojej obrony. W razie procesu nie chcę adwokata. Będę się bronić sam”.
Biskup Baraniak został wyprowadzony, a prymas jeszcze nie wiedział, że także on zostanie aresztowany. Przyszłego metropolitę poznańskiego osadzono w Areszcie Śledczym na Mokotowie, gdzie przez trzy lata poddawano go brutalnemu śledztwu, przetrzymywano przez wiele dni w zimnej celi, zrywano mu paznokcie i dręczono psychicznie. Oprawcy chcieli w ten sposób uzyskać zeznania obciążające prymasa, które umożliwiłyby wytoczenie mu procesu o zdradę państwa. Mimo straszliwych tortur biskup Baraniak nie dał się złamać i nie obciążył prymasa. Po wyjściu z więzienia zmagał się z dotkliwymi problemami zdrowotnymi, które zostały z nim już do końca życia.
Prymas założył ciepłe buty, przygotowane na wypadek aresztowania. Zabrał brewiarz, różaniec i podany mu w ostatniej chwili płaszcz. W samochodzie zauważył, że nie był to jego osobisty płaszcz, lecz pamiątka po zamordowanym w Dachau znanym mu z Włocławka bp. Michale Kozalu. Właśnie jemu zawdzięczał ocalenie życia, kiedy na początku okupacji niemieckiej otrzymał polecenie wyjazdu z Włocławka i tym samym uniknął aresztowania przez gestapo. To odkrycie sprawiło mu radość, gdyż znalazł orędownika, którego wsparcia duchowego wzywał wiele razy.
Droga w nieznane
Prymas wyprowadzany przez funkcjonariuszy ze swej rezydencji jeszcze raz zaprotestował przeciwko czynionemu wobec niego bezprawiu, po czym wsiadł do samochodu z zamazanymi błotem szybami i w eskorcie sześciu innych pojazdów został wywieziony w nieznanym kierunku. Ów kierunek poznajemy dopiero z jego zapisków, które prowadził bardzo skrupulatnie dzień po dniu. Pod datą 25 września 1953 r. zanotował: „Samochód skierowano w ulicę Długą; otoczyło nas sześć innych. Cała ekipa ruszyła koło pałacu Mostowskich na linię W-Z, przez most Śląsko-Dąbrowski i Zygmuntowską ku Jabłonnie. Droga prowadziła na Nowy Dwór, Dobrzyń nad Drwęcą, do Grudziądza. Po drodze nie mogłem odczytać żadnego drogowskazu. Widniało, gdy zatrzymaliśmy się na północnym przedmieściu Grudziądza. Po krótkim postoju zawróciliśmy w kierunku Jabłonowa. Ludzie dążyli do pracy. Przyjechaliśmy z powrotem do Rywałdu. Było to miejsce przeznaczenia mojego”.
Prymas nie wiedział wówczas, jak długo będzie pozbawiony możliwości wykonywania czynności pasterskich i ile czasu spędzi w niewoli. Nie znał też losu pozostałych domowników, którzy byli świadkami nocnego najścia na dom arcybiskupi. Przypomniał sobie za to słowa swojego profesora z Niższego Seminarium Duchownego we Włocławku, x. Antoniego Bogdańskiego, który zapowiadał nadchodzący czas udręk i prześladowania Kościoła: „W ten sposób wypełniła się w części zapowiedź, którą w roku 1920 na wiosnę dał nam profesor liturgiki i dyrektor Seminarium Niższego we Włocławku, x. Antoni Bogdański. Niezapomniany ten człowiek podczas pewnego wykładu liturgii powiedział: «Przyjdzie czas, gdy przejdziecie przez takie udręki, o jakich człowiek naszego wieku nawet myśleć nie umie. Wielu kapłanom wbijać będą gwoździe w tonsury, wielu z nich przejdzie przez więzienie». Niewielu z moich kolegów zapamiętało te słowa. Zapadły mi one głęboko w duszę. Gdy w roku 1939 odwiedzałem x. Bogdańskiego w Skulsku, na łożu śmierci, pamiętałem o nich. Kazał mi wtedy gotować się do ciężkiej i odpowiedzialnej drogi, która w życiu kapłańskim mnie czeka”.
„Tych okien nie ukryjecie przed światem”
Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa byli przekonani, że nikt nie dowie się o miejscu uwięzienia prymasa. Jeden z nich zasłonił okno celi klasztornej bibułą i pouczył prymasa, że nie wolno wyglądać na zewnątrz. „Tych okien nikt nie zdoła przed światem ukryć. I tak wszyscy będą wiedzieli, gdzie mnie więzicie” – zareagował stanowczo prymas. „Przesada” – skwitował jego rozmówca. „Nie przesada, tylko stwierdzenie rzeczywistości, której wy nie znacie, bo zamykacie na nią oczy. Pozycja Prymasa Polski więcej znaczy w świecie, aniżeli każdego innego hierarchy na wschodzie Europy, i na to rady nie ma. Świat interesuje się losami każdego kardynała i na to również rady nie ma. Kto zna choć odrobinę Europę, wie, że nie są to pojęcia martwe. Trzeba wielkiego zaślepienia, by strzelać do obywatela z ciężkich dział, zamiast użyć ludzkiej mowy”.
I rzeczywiście, świat zdecydowanie zaprotestował przeciwko uwięzieniu prymasa Polski. Papież Pius XII po otrzymaniu mrożącej krew w żyłach wiadomości szybko podjął decyzję o ogłoszeniu ekskomuniki wobec sprawców aresztowania kard. Wyszyńskiego, a jego dekret został opublikowany 30 września 1953 r. W sprawę bezprawnego aresztowania hierarchy zaangażował cały korpus dyplomatyczny akredytowany przy Stolicy Apostolskiej. Przy współpracy Giusseppego Patrizia Walshe’a, ambasadora Irlandii przy Stolicy Apostolskiej i dziekana korpusu dyplomatycznego 19 listopada 1953 r. w Castel Gandolfo odbyła się audiencja dla dyplomatów z całego świata, poświęcona uprowadzeniu prymasa. Haniebny czyn polskich komunistów odbił się szerokim echem także w innych krajach Zachodu. Tylko do 5 grudnia 1953 r. do Watykanu nadesłano 3187 petycji i listów wyrażających solidarność z uwięzionym hierarchą i żądających jego uwolnienia. Oficjalne protesty wystosowali przedstawiciele 12 państw, 74 kardynałów, 606 arcybiskupów i biskupów, 34 kapituły katedralne, 142 zakony i zgromadzenia zakonne męskie, 269 zgromadzeń żeńskich, 697 parafii, 115 uczelni i 1207 różnych organizacji. Wiele z nich publikowano potem na pierwszych stronach dziennika watykańskiego „L’Osservatore Romano”.
Na konferencji prasowej aresztowanie kard. Wyszyńskiego potępił prezydent Stanów Zjednoczonych Dwight Eisenhower. Na ulicach Filadelfii 250 tys. katolików protestowało przeciw prześladowaniu Kościoła w Polsce. Wielkie manifestacje odbyły się także w portugalskiej Lizbonie. W brytyjskiej Izbie Gmin zgłoszono poparty przez wszystkie partie wniosek o potępienie prześladowania Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce przez władze reżimu komunistycznego. Do historii przeszedł list protestacyjny 58 milionów katolików świata anglojęzycznego podpisany przez siedmiu kardynałów, siedmiu biskupów i dwóch wikariuszy apostolskich, którzy domagali się przywrócenia swobód religijnych w Polsce. W zwołanej przez biskupów austriackich godzinie modlitw uczestniczyło 10 tys. osób. List pasterski potępiający prześladowania Kościoła na ziemiach polskich ogłosił prymas Argentyny, kard. Santiago Luis Copello.
Tylko Niemiec i pies
Zupełnie inna rzeczywistość panowała w komunistycznej Polsce. Po uwięzieniu prymasa w Episkopacie zapanował szok i marazm, połączony z lękiem o przyszłość Kościoła. Pod presją rządu, który groził kolejnymi aresztowaniami, 28 września biskupi podpisali zgodę na uwięzienie kard. Wyszyńskiego oraz złożyli ślubowanie na wierność Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Deklarację podpisało dwie trzecie urzędujących wówczas biskupów diecezjalnych lub rządców diecezji. Nieobecnych było sześciu ordynariuszy: czterech z powodu uwięzienia, jeden – choroby, jeden nie dostał na czas zawiadomienia. Dokumenty te wraz z komunikatem Rady Ministrów miały zostać odczytane 4 października we wszystkich świątyniach na terenie kraju. Z zastraszonego Episkopatu wyłamał się tylko x. Wojciech Zink – administrator diecezji warmińskiej, który mimo silnych nacisków Urzędu Bezpieczeństwa nie zgodził się na ogłoszenie w świątyniach warmińskich komunikatu Rady Ministrów o aresztowaniu prymasa. Zapłacił za to więzieniem, a po jego opuszczeniu nie mógł wrócić do swojej diecezji. Do tej sytuacji nawiązał kard. Wyszyński w czasie jubileuszu 400-lecia Wyższego Seminarium Duchownego Hosianum w Olsztynie 26 listopada 1967 r., gdy wspominał z wyrzutem: „Bronili mnie tylko Niemiec i pies”. Niemiec to właśnie x. Wojciech Zink, autochton z Warmii, obywatel Niemiec do końca światowej wojny. Pies to wspomniany owczarek Baca, który stanął w obronie prymasa w chwili aresztowania.
Paradoksalnie okres internowania okazał się czasem szczególnie owocnym w życiu duchowym prymasa, co miało niebagatelny wpływ na przyszłość Kościoła w Polsce. W warunkach zewnętrznego zniewolenia pozostał on człowiekiem wewnętrznie wolnym. Modlił się za swoich oprawców i – jak sam wyznał w Zapiskach więziennych – nie zmusili go do tego, by ich nienawidził. Czas przymusowego odosobnienia potraktował jako rekolekcje, które wzmocniły jego siłę ducha i zahartowały go na czas walki o dusze narodu w następnych dekadach. Właśnie owa gigantyczna siła ducha doprowadziła prymasa do podjęcia walki o ocalenie chrześcijańskiej duszy narodu polskiego i przeprowadzenia wielkich programów duszpasterskich, czyli Jasnogórskich Ślubów Narodu (1956), Wielkiej Nowenny (1957-1966) połączonej z peregrynacją kopii cudownego obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej oraz milenium chrztu Polski (1966).
Edgar Sukiennik, Mt 5,14
WYKORZYSTANA LITERATURA:
Z. Peszkowski, Ojciec. Wspomnienie o Stefanie kardynale Wyszyńskim, Prymasie Polski, Orchard Lake 1987.
A. Rastawicka, Ten zwycięża, kto miłuje, Warszawa 2017.
MP. Romaniuk, Prasa watykańska z lat 1953-1956 w obronie Prymasa Polski, w: Uwięzienie prymasa: nowe fakty i dokumenty, Warszawa 2018.
P. Skibiński, Aresztowanie i uwięzienie kardynała Stefana Wyszyńskiego w świetle notatek i zapisów, w: Uwięzienie prymasa: nowe fakty i dokumenty, Warszawa 2018.
S. Wyszyński, Pro memoria, t. 3: 1953-1956, Warszawa 2018.