SOCJOLOGIA TERRORU
Zamach na papieża ostatecznie przekonał nas o tym, że mamy do czynienia ze światowym sprzysiężeniem zbrodniczych psychopatów, zdalnie kierowanych przez pozornie nader różnorodne i finansowo zasobne gangi ideologiczne, które nie cofną się przed niczym. Nawet przed największym autorytetem moralnym. Chęć zgładzenia wszystkich ludzi wybitnych i coś naprawdę w tym świecie znaczących decyduje o stylu, programie i charakterze owej strategii globalnej. Przeżywamy jedną z największych rewolucji nihilizmu w dziejach nowożytnych. Anarchiści nienawidzą wszelkich form, rodzajów i postaci władzy świeckiej czy duchowej. Ich celem jest obalenie wszystkich instytucji i autorytetów – bez względu na ich rodowód społeczny. Fakt, że w tym szaleństwie jest metoda, nie ulega żadnej wątpliwości. Potencjalnych zamachowców nigdzie dzisiaj nie brak. Niejeden mózg zżarła przecież złowroga i absurdalna utopia, z gruntu przeciwna życiu i zmierzająca do jego zniszczenia. Ale powoływanie się na nieobliczalne ekscesy „wariatów” niczego tu nie wyjaśnia, a dobrze służy tym, którzy dają im broń i pieniądze, fałszywe paszporty i bezpłatne bilety na samoloty docierające do najdalszych zakątków Ziemi.
Idzie tu o wytworzenie wrażenia
Nie jest ważny ten, kto strzela. Osobnik niezrównoważony umysłowo przeważnie nie zna nazwisk ani prawdziwych intencji swoich mocodawców. Kryminaliści najczęściej nie wiedzą, dla kogo pracują i w czyim imieniu działają. Oni mogą sobie wierzyć, w co chcą. Takie czy inne obłąkane motywacje ideologiczne nie mają dla reżyserów tej akcji żadnego znaczenia. Bo ostatecznie liczy się tylko katastrofalna konsekwencja czynu, a nie to, co sobie ktoś przedtem czy potem pomyślał. Zbrodniarz wskazać przeważnie nikogo nie może, lecz ten, który go uzbraja i finansuje, naturalnie wie, do kogo może trafić. Ale nigdy nie mówi zawodowemu przestępcy, kim jest, nie podaje mu swego nazwiska ani adresu. Widzi go raz w życiu, a po dokonaniu transakcji zrywa z nim kontakt na zawsze i natychmiast dany kraj opuszcza. Dlatego wykrycie owych powiązań personalnych okazuje się praktycznie niemożliwe.
Funkcje strzelców wyborowych zazwyczaj powierza się ludziom niemającym absolutnie nic wspólnego z żadnym centralnym ośrodkiem zbrodniczej inspiracji ideologicznej. Zawsze i w każdym wypadku idzie tu o wytworzenie wrażenia, że terrorysta działał w pojedynkę, wyłącznie na własny rachunek i odpowiedzialność.
Nazwiska tych, co za to płacą, oczywiście nigdy nie będą ujawnione i historia się o nich nie dowie. Także i dlatego, że „pion finansowy” nie ma żadnych powiązań z nikomu bliżej nieznaną „centralą ideologiczną”. Ostatecznie na świecie istnieje dosyć niewinnych i czystych, całkowicie neutralnych kont, na które można dyskretnie przekazać określone sumy za pośrednictwem zwykłych urzędników i politycznie niezorientowanych osób niemających pojęcia o tym, komu służą i co się za tym kryje. Zbrodniarz dysponujący numerowanymi czekami na okaziciela nie musi się legitymować w żadnym okienku bankowym.
Szatan jest sprawca chaosu
W tym świecie wszystko odbywa się anonimowo. Nikt nikogo nie zna i „w razie czego” nie jest w stanie nikomu zaszkodzić. W zasadzie idzie tu o to, by poszczególne ogniwa tych siatek pozbawione były wszelkiej łączności wzajemnej. Jest to żelazna reguła konspiracji, w dużej mierze nieuchwytnej, ale wszechobecnej. Anarchiści mogą być obłąkanymi utopistami. Ale ci, co się nimi posługują, są oczywiście zbyt inteligentni na to, by kiedykolwiek uwierzyć, że zniszczenie aparatu władzy jest najwyższym celem słusznych dążeń ludzkich. Mocodawcy nie są przecież na tyle naiwni, by brać na serio takie czy inne slogany, czy koniunkturalnie uwarunkowane hasła ideologiczne. Ten, kto zmierza do rozsadzenia danej struktury społecznej – pragnie przede wszystkim wywołać wojnę domową. A w tym celu wspomaga wszystkie siły wyniszczające się stopniowo w nieustającym i krwawym starciu wzajemnym. Aby do tego doszło, narody muszą zostać pozbawione swych najwybitniejszych przywódców duchowych i świeckich. Tylko masy pozbawione moralnie światłego kierownictwa uczynić można całkowicie bezwolnym obiektem zbrodniczych manipulacji, zaplanowanych już w skali globalnej. Szatan jest sprawcą chaosu i księciem ciemności. Bo temu, kto dziś w oczach naszych przybiera tysiące różnych postaci, przysługuje ze wszech miar wszędzie już dziś wyczuwalna realność.
Bezpośrednio po zamachu na Ojca Świętego jeden z dzienników londyńskich napisał, że wszelkie próby zrozumienia potęgi zła jedynie w ściśle racjonalnych kategoriach, istniejących w porządku doczesnym, już teraz nie zdadzą się na nic. Bo zwykły zdrowy rozsądek jest wobec złowrogiej absurdalności tego rodzaju zbrodniczych poczynań zupełnie bezsilny. Albowiem w trybie najściślej logicznym niepodobna tu nic wytłumaczyć. Wiadomo, że pod mocno wyeksponowaną maską „obłąkanego irracjonalizmu”, tych „zdalnie kierowanych” psychopatów dostrzec można elementy okrutnie trzeźwej kalkulacji wielkich potęg, zawsze posługujących się czyimś szaleństwem dla osiągnięcia swoich własnych celów. Te dwie tezy ukazują współczesną dialektykę sprzeczności, nierozerwalnie ze sobą sprzężonych.
Skoordynowana akcja
Demonizować tych zjawisk nie trzeba. Ale warto spostrzec, że doskonale zorganizowana międzynarodówka terrorystów działa w każdym kraju w imię innych zasad, zawsze umiejętnie wykorzystując maksymalnie przez siebie podsycane autentyczne antagonizmy społeczne.
Ta zdolność do wyzwalania wielu jednoczesnych napięć w różnych częściach świata najlepiej chyba dowodzi, że w całym szeregu wypadków mamy do czynienia z wszechstronnie skoordynowaną akcją, a nie chaotycznym kłębowiskiem incydentów o charakterze lokalnym. W gruncie rzeczy wspierają się zawsze i wszędzie, konsekwentnie chronią swoich ludzi. Słowem: pozostają w najściślejszym, choć głęboko utajonym kontakcie wzajemnym. Na pozór są niezależni i samodzielni. Każde ugrupowanie występuje pod inną firmą i flagą. Ale nawet wtedy, gdy walczą wyłącznie o swoje własne cele, są przecież znakomicie zgrani. Posługują się tymi samymi metodami. Tworzą system naczyń połączonych. Na każdym kroku manifestują swoją wszechobecność i tak wzmaga się stan zagrożenia.
Uderzenie w pasterza
Ci, co myślą głównie o tym, żeby „pościnać wszystkie kominy”, pragną wpędzić przywódców świata w stan lękliwej i dożywotniej, a nerwowo ich wyniszczającej izolacji społecznej. Idea równania w dół ma stać się motorem historii. Ktokolwiek okaże się lepszy i szlachetniejszy od innych, natychmiast utraci możność działania. Wszystko, co wielkie – zostanie skazane na śmierć. Miłość jest im nienawistna. Rzucili jej wielkie wyzwanie. Ale to jest dopiero początek. Uderzyli w pasterza, „by rozproszyły się owce”. Ta kula ugodziła w nas. Cios ten był komuś potrzebny. Osierocone narody los zawsze wystawia na próbę najcięższą.
Dziś właśnie wypada zastanowić się nad socjologią terroru. Pytamy, skąd on się bierze i na jakim psychologicznym podłożu wyrasta?
Kiedyś wierzono, że do aktów gwałtu popycha ludzi głód i nędza. Nędzę nazywano matką wszystkich rewolucji. Ale w naszych czasach nie ma prostych formuł i niczego tak łatwo wyjaśnić się nie da. […] I dlatego ci, który zajmują się psychologią przemocy, posiąść muszą prawdziwą wiedzę o naturze ludzkiej, która wcale mnie jest aż tak rozumna, jak się wielu naiwnym jej apologetom wydaje. Intelekt wydaje się tylko jedną z władz duszy. Nie jedyną, a w odczuciu wielu na pewno nie najmocniejszą.
Człowiek jest w istocie stworzeniem niezwykle agresywnym i skłonnym do zadawania ciosów. W każdym z nas instynkt życia zmaga się z bezwiednym i podświadomym ciążeniem ku śmierci. Wielokrotnie to już dowiedziono, że homo sapiens kryje w sobie potężny ładunek pierwotnie w nim zakodowanej, i nigdy w pełni niewyzwolonej, furii niszczycielskiej.
Spustoszenie duchowe
Taka biologiczna konstytucja nieuchronnie pociąga za sobą konieczność posiadania przeciwnika, który na przestrzeni dziejów pojawia się zawsze. A z biegiem czasu przybiera wciąż nowe i coraz groźniejsze postacie. Na tej ziemi trwa nieustająca walka wszystkich ze wszystkimi. I nawet ci, którzy żyją w najwyższym dobrobycie i wcale nie muszą uczestniczyć w żadnej morderczej walce o byt, nagle przeobrażają się w stado wandali, bandytów i barbarzyńców. Zaczynają porywać i zabijać ludzi, demolować wystawy sklepowe, napadać na banki i podpalać domy towarowe. Prawdopodobnie dlatego, że długi okres pokoju nie daje im okazji do legalnego wyżycia ich destrukcyjnych i wojowniczych skłonności.
Przyglądając się temu, wciąż najgłębiej zdumieni pytamy, jak to się właściwie dzieje, że dwa tysiące lat istnienia kultury chrześcijańskiej i humanistycznej nie przyczyniło się do uśmierzenia bestii, wciąż przyczajonej i na nowo odzywającej się w człowieku?
[Erich] Fromm całkowicie obnażył mechanizm działania tych destrukcyjnych skłonności o wymiarze dużym i małym. A naiwny mit o wrodzonej dobroci natury ludzkiej w naszych czasach rozsypał się ostatecznie. Ale chyba najlepiej określił nas [Max] Stirner, ponad wszelką wątpliwość dowodząc, że mózg ludzki wyżywa się w uporczywym stwarzaniu abstrakcyjnych i obcych życiu utopii. A te potworne urojenia podnosi do godności najwyższych prawd ostatecznych. Sam się nim dobrowolnie poddaje i co gorsza – próbuje urzeczywistniać te kolejno obalane przez siebie koncepcje, gotujące nam żywot męczeński. Anarchizm jest funkcją pochodną doktrynerskiego zwyrodnienia intelektu, wytwarzającego złudzenia w ostatecznych swych konsekwencjach mordercze. Człowiek się w dziejach nie sprawdził, a jego światoburcze idee przyniosły nam więcej szkody niż pożytku, bo przeważnie obracały się przeciw nam. Dzisiaj także „narody knują rzeczy próżne”. Nikomu nie uda się zapanować nad światem. W młodym wieku największą aktywność wykazują tacy zamachowcy, którzy po prostu nie wiedzą, co czynią i przez kogo popychani są do zbrodni.
Największą szansą międzynarodowego terroryzmu jest długoletnia i przymusowa bezczynność milionów ludzi bezrobotnych i spustoszonych duchowo przez ten głęboko demoralizujący tryb życia – bez żadnych widoków na przyszłość. Porażenie woli pracy prowadzi do groźnych deformacji i wynaturzeń psychicznych. Tłum pozbawiony społecznej racji bytu staje się potencjalnie zdolny do wszystkiego. I pierwszy lepszy demagog może z tą masą zrobić, co chce, i wynająć strzelców wyborowych. Wszędzie tam, gdzie człowiek pomnożony przez tysiąc i milion doznawać zaczyna moralnie dlań zabójczego poczucia swej oczywistej zbędności – ta boleśnie zdławiona w nim wola znaczenia każe mu czynić coś, dzięki czemu nareszcie mógłby stać się kimś w oczach świata. Zamach jest taką jedyną w swoim rodzaju okazją wejścia do historii. Ten, kto chce się wyrwać ze stanu głęboko go upokarzającej anonimowości, chętnie ryzykuje życie. Zwłaszcza wówczas, gdy podrażniona ambicja nie daje mu chwili spokoju – gotów jest zrobić wszystko, byle zwrócić na siebie uwagę. Ta motywacja psychologiczna ułatwia werbunek zbrodniarzy. Tłum ludzi zepchniętych na margines życia ulega ciśnieniu i presji zbiorowego kompleksu niższości.
Pomieszało się dobro ze złem
Dziś na każdym polu rywalizują ze sobą tysiące niewydarzonych demiurgów w formacie kieszonkowym. Jeśli ktoś zdecydowanie przewyższa innych, to sam siebie wystawia do strzału, prowokuje mściwy odwet.
W tym świecie, gdzie nikt nikomu nie ufa, nie ma na to żadnych warunków i szans. Dlatego wszelki dialog z tą formacją historyczną, ogarniętą podświadomym ciążeniem ku śmierci – musi okazać się daremny i bezowocny. Jeśli nie pozbawimy ich możliwości wywołania konfliktu zbrojnego, to oni się przed tym nie cofną. Bo starość, zmierzając do grobu – pociąga wszystkich za sobą. Taka jest jej prawdziwa natura. A młodych te wszystkie, bezpowrotnie dla nich przebrzmiałe antagonizmy międzynarodowe naprawdę nic nie obchodzą. Im jest wszystko jedno, w imię czego zetrą ich z powierzchni Ziemi rakiety międzykontynentalne. Oni nie stoją po żadnej stronie. Dlatego pragną stać się wszechobecni, by móc w samą porę sparaliżować energię agresji. Fakt, że świat znajduje się w rękach ludzi w każdej chwili gotowych wysadzić go w powietrze, jest dla tych, którzy z nim walczą, bezwzględnie najważniejszy.
Wyznawcy tego poglądu na świat chcą się porozumieć ze sobą ponad głowami ustrojów i rządów śmiertelnie ze sobą zwaśnionych. Taka jest ich zasadnicza intencja, której nam tu lekceważyć ani fałszywie przedstawić nie wolno. Szkoda, że w tych szalonych głowach pomieszało się dobro ze złem. Chyba nigdy nie mieliśmy tylu fałszywych proroków, co w tej godzinie próby najcięższej. Ilekroć rozmawiamy z nimi o miłości, która chce bezkrwawo przeobrazić świat, apostołowie przemocy spoglądają na nas ironicznie. Nie ufają ideom szlachetnym – w ich przekonaniu niezdolnym w zasadzie nic zmienić ani niczemu zapobiec. Pragmatystów interesuje jedynie strategia i metodologia działań społecznie skutecznych. Tej sztuki musimy się od nich nauczyć, bo inaczej z nimi nie wygramy. Lecz ci, którzy ugodzić chcieli w samo serce chrześcijaństwa – nie uczynili tego przecież w przekonaniu, że broń obracają przeciw historycznie bezsilnej utopii. Przeciwnie! Wiele wskazuje na to, że już pojawił się „znak, któremu sprzeciwiać się będą”, świadomi jego potęgi.
Czytamy w Piśmie Świętym, że szatan śpieszy się, bo krótki ma czas. A ci, co uważali go dotąd tylko za symbol zła, teraz ujrzeli go z bliska. Na pewno nie po raz ostatni.
Alfred Łaszowski
„Kierunki. Tygodnik społeczno-kulturalny katolików” 1981, nr 23
[śródtytuły mt514.pl]
ALFRED ŁASZOWSKI był wybitnym publicystą, krytykiem literackim i prozaikiem. Urodził się 7 sierpnia 1914 r. w Tarnowie. Gimnazjum ukończył w Cieszynie, gdzie nauczycielem języka polskiego był awangardowy poeta Julian Przyboś, który wywarł duży wpływ na młodego ucznia (pisał później przewrotnie: „Jeżeli jestem dziś nacjonalistą, zawdzięczam to szkole Przybosia i Śpiewom o Rzeczypospolitej [Jalu Kurka]”). Łaszowski podjął studia filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim, był wychowankiem prof. Władysława Tatarkiewicza, w którego seminariach uczestniczył razem m.in. z Bolesławem Micińskim.
Już w okresie gimnazjalnym rozpoczął działalność publicystyczną i pisarską. Debiutował w 1932 r. na łamach awangardowej „Linii” Jalu Kurka. Początkowo związany z gazetami lewicowymi, takimi jak „Robotnik” czy „Lewy tor”, od II połowy lat 30. pozostawał – głównie za sprawą zaprzyjaźnionego Włodzimierza Pietrzaka – zwolennikiem prawicy narodowej, publikując m.in. w „ABC” oraz „Merkuryuszu Polskim Ordynaryjnym” przekonany, że „naszą rzeczą będzie stworzyć trzecie imperium w Europie”.
Jako prozaik zadebiutował w 1937 r. na łamach tygodnika „Prosto z mostu” nowelą Zaręczyny, wkrótce także w konkursie literackim „Pionu” otrzymał nagrodę za opowiadanie Martwy punkt. Za swojego mistrza uznawał Karola Irzykowskiego, pozostawał także w bliskich relacjach z Zofią Nałkowską, Wojciechem Bąkiem, Michałem Choromańskim, Bolesławem Leśmianem, Tadeuszem Peiperem i innymi pisarzami. Dużo podróżował, w zagranicznych wojażach jako korespondent prasy poznał m.in. Cornelia Zeleę Codreanu i Julesa Romainsa – obie te postacie wywarły na niego duży wpływ.
Walczył jako ochotnik w wojnie obronnej Polski w 1939 r., pod okupacją brał udział w konspiracyjnym życiu kulturalnym, w swoim mieszkaniu organizował wieczory literackie i debaty. Napisał wówczas kilka powieści, z których jedynie Psy gończe ukazały się drukiem (zresztą dopiero 15 lat po wojnie). Po 1945 r. rozpoczął współpracę ze Stowarzyszeniem PAX, a swoje artykuły drukował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Tygodniku Warszawskim”, „Dziś i jutro” oraz „Kierunkach”. Główne publikacje publicystyczne zostały zebrane w tomach Oko w oko z młodością (1963) oraz Literatura i styl życia (1985). W 1964 r. Alfred Łaszowski otrzymał prestiżową Nagrodę im. Włodzimierza Pietrzaka za twórczość powieściopisarską, w tych latach ukazały się jego najważniejsze powieści W przeddzień wyznania (1956), Noc mediolańska (1958), wspomniane już Psy gończe (1960) i Proboszcz z Saint Galo (1961); później także Sprzedaż zdarzeń (1970).
Zmarł 10 kwietnia 1997 r. i został pochowany w Pilicy na starym cmentarzu na Górze św. Piotra. Pośmiertnie ukazała się jeszcze na łamach „Myśli Polskiej” jego nowela Urok astrologii, przygotowana na podstawie pozostałego po pisarzu maszynopisu. Andrzej Biernacki na łamach „Twórczości” określił go jako „klerka przeoczanego”, a prof. Maria Szyszkowska w artykule wspomnieniowym pisała: „Brak należytego rozgłosu tego myśliciela i pisarza – na miarę wartości wyrażanych poglądów – można wyjaśnić nieprzystawaniem do czasów, w których przyszło mu żyć… Alfred Łaszowski jest wzorem człowieka poszukującego prawdy i odległego od przejawów konformizmu i oportunizmu, które obecnie dominują w naszym życiu”.
Materiał został opracowany m.in. z wykorzystaniem książki Macieja Urbanowskiego «Nacjonalistyczna krytyka literacka. Próba rekonstrukcji i opisu nurtu II Rzeczypospolitej» (Kraków 1997) oraz przedmowy Stefana Jończyka do książki Alfreda Łaszowskiego «Literatura i styl życia. Szkice, wspomnienia, rozmowy» (Warszawa 1985).