EN

AKTUALNOŚCI

przewiń w dół

ZWYCIĘSTWA OJCA MAKSYMILIANA

14 sierpnia 2021

ZWYCIĘSTWA OJCA MAKSYMILIANA

14 sierpnia 2021

80 lat temu, 14 sierpnia 1941 r. w obozie zagłady KL Auschwitz-Birkenau zginął śmiercią męczeńską franciszkanin, o. Maksymilian Maria Kolbe, oddając życie za współwięźnia. Pokazał, że nawet w miejscu całkowitego poniżenia człowieczeństwa miłość może zwyciężyć. Nie było to jedyne zwycięstwem twórcy Niepokalanowa, nazywanego powszechnie „szaleńcem Niepokalanej” i „męczennikiem miłości”.

Rajmund Kolbe (takie imię otrzymał na chrzcie) był od dziecka zapatrzony w Matkę Bożą, dla której poświęcił swoje życie. Na jej cześć po wstąpieniu do zakonu franciszkanów przyjął imię Maksymilian Maria. Jego największym dziełem okazał się Niepokalanów – miasto Matki Bożej, które zakonnik założył w 1927 r. w Teresinie nieopodal Warszawy. Było to zaplecze dla realizacji życiowego celu franciszkanina  ̶ zdobycie świata dla Maryi. Zakonnik okazał się wizjonerem znacznie wyprzedzającym swoją epokę. Dzięki najnowocześniejszym zdobyczom techniki utworzył samodzielne miasteczko, w którym działała rozgłośnia radiowa, radiostacja i kolejka wąskotorowa. Planował również założenie telewizji i otwarcie lotniska. Działało tu największe w Polsce katolickie centrum wydawnicze. Drukowano wiele pism, a wśród nich „Rycerza Niepokalanej”, który miał imponujący nakład 750 tys. egzemplarzy. Zakonnik zapalony ideą szerzenia kultu Maryi nie ograniczył swojej działalności jedynie do Europy. W 1931 r. wyjechał do Japonii. Przez pięć lat prowadził tam działalność apostolską, której uwieńczeniem było założenie drugiego Niepokalanowa.

Z żelazną konsekwencją

Szybki rozwój Niepokalanowa zahamował najazd Niemiec hitlerowskich na Polskę we wrześniu 1939 r. 17 lutego 1941 r. rozpoczęła się via dolorosa o. Maksymiliana, którą – jak się później okazało – miał przypieczętować zdobyciem palmy męczeństwa. Na teren klasztoru wtargnęli oficerowie SS, którzy aresztowali franciszkanina i wywieźli go najpierw do Pawiaka, a później do oświęcimskiego obozu Auschwitz-Birkenau. Bramę obozową z napisem Arbeit macht frei przekroczył 28 maja 1941 r.

Ojciec Maksymilian trafił do obozu, gdzie komendantem był Rudolf Höss – wysoki rangą członek SS. Jego postawa w czasie wojny kontrastowała z wartościami, którymi nasiąkał w dzieciństwie. O sześć lat młodszy od franciszkanina oficer podobnie jak on dorastał w katolickiej rodzinie, a wiarę wyniesioną z domu rodzinnego rozwijał we wspólnocie ministrantów w rodzinnej parafii w Baden-Baden, a później w Mannheim. W latach 20. zmienił się jednak, dając się uwieść ideologii nazistowskiej i zasilając szeregi zwolenników Adolfa Hitlera.

W 1924 r. został skazany na sześć lat więzienia za udział w zabójstwie nauczyciela Waltera Kodowa w Parchim. Gdy wyszedł z więzienia, był już innym człowiekiem. Doświadczenie w bestialskim traktowaniu jeńców w obozach Dachau i Sachsenhausen przeszczepił na grunt obozu oświęcimskiego, którym zarządzał w latach 1940–1943. To on zamienił to miejsce w „fabrykę śmierci”, w której straciło życie ponad milion ludzi. Höss osobiście nadzorował egzekucje więźniów i palenie zwłok. Gdy jeden z SS-mannów zapytał go: „Jak pan może bezpośrednio organizować taką akcję?”, on chłodno odpowiedział: „Rozkaz Hitlera musi być wykonany z żelazną konsekwencją i wszystkie ludzkie odruchy słabości muszą zniknąć”.

Spotkanie dwóch rzeczywistości

Rudolf Höss spotkał o. Maksymiliana, który trafił do obozu jako numer 16670 i został osadzony w bloku 14A. Pracował pod przymusem przy budowie ogrodzenia krematorium, później zaś przydzielono go do noszenia zwłok na spalenie. Na początku sierpnia w obozie rozeszła się wieść, że uciekł więzień z bloku 14A. Współwięźniowie wiedzieli, co to oznacza, gdyż komendant zapowiedział, że za każdego uciekiniera zostanie skazanych na śmierć 10 współwięźniów z tego samego bloku.

Zastępca komendanta obozu Karl Fritzsch wybrał takich dziesięciu. Jednym z nich był Franciszek Gajowniczek – ojciec rodziny, który na myśl o tym, że nigdy już nie zobaczy żony i dzieci, rozpłakał się. Nagle z szeregu więźniów wystąpił o. Maksymilian i powiedział, że chce pójść na śmierć za jednego ze skazanych. Fritzsch był tym mocno zdziwiony, nie zrozumiał tego gestu. Ojciec Maksymilian zaznaczył, że chce umrzeć za Franciszka Gajowniczka, który ma żonę i dzieci. Fritzsch zgodził się i dołączył franciszkanina do grupy skazańców. Cała dziesiątka trafiła do bloku nr 11, gdzie znajdował się bunkier głodowy.

Przed wejściem ogołocono ich ze wszystkiego, zabierając nawet ostatnie koszule. Oprawcy nie mogli tylko odebrać im tej miłości, która okazała się wielkim zwycięstwem Maksymiliana Kolbe w „fabryce śmierci”. Zakonnik emanował na współwięźniów niebywałym spokojem, opanowaniem i niósł nadzieję płynącą z wiary. Przez dwa tygodnie z bunkra głodowego nie dochodziły żadne złorzeczenia, pretensje ani żale, za to słychać było modlitwy i pieśni. Po dwóch tygodniach nastała przejmująca cisza. Kat obozowy Bock przyszedł do bunkra, aby wykończyć tych, którzy jeszcze żyli. Ojciec Maksymilian siedział na betonowej podłodze przytomny, choć całkowicie bezsilny. Oprawca podszedł do niego i wbił mu strzykawkę z fenolem w lewe ramię. Po chwili franciszkanin już nie żył, a jego zwłoki spalono w krematorium. Stało się to 14 sierpnia 1941 r., w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, której o. Maksymilian był bezgranicznie oddany i której poświęcił całe swoje życie.

Miłość ponad nienawiścią

Mogło się wydawać, że o. Maksymilian przegrał. Nawet z jego szczątków pozostały jedynie spopielone prochy, które rozsypano na cztery strony świata. W rzeczywistości jednak odniósł zwycięstwo, co wymownie wyraził papież Jan Paweł II podczas wizyty w Oświęcimiu w czasie I podróży apostolskiej do Polski 7 czerwca 1979 r.: „W tym miejscu straszliwej kaźni, która przyniosła śmierć czterem milionom ludzi z różnych narodów, o. Maksymilian Kolbe odniósł duchowe zwycięstwo, podobne do zwycięstwa samego Chrystusa, oddając się dobrowolnie na śmierć w bunkrze głodu – za brata […]. Pragniemy ogarnąć uczuciem najgłębszej czci każde z tych zwycięstw, każdy przejaw człowieczeństwa, które było zaprzeczeniem systemu systematycznego zaprzeczenia człowieczeństwa. Na miejscu tak straszliwego podeptania człowieczeństwa, godności ludzkiej – zwycięstwo człowieka!”

W podobnym tonie wypowiedział się kilka lat wcześniej prymas Stefan Wyszyński, który w dniu beatyfikacji męczennika w Rzymie (17 października 1971 r.) przypomniał, że „o. Maksymilian Kolbe, wśród zmagających się potęg świata, wygrał wojnę! Wtedy, gdy zmagały się potężne moce, nie dające się ogarnąć ani powstrzymać, gdy do głosu doszła nienawiść, której nie można było przezwyciężyć jeszcze większą nienawiścią – bo zda się, że większej już być nie mogło! – pozostał jeden wybór: nienawiść przezwyciężyć większą jeszcze miłością. Taki właśnie środek zwycięstwa wybrał nasz rodak – o. Maksymilian Maria. Wobec tego przykładu zatrzymały się niejako potęgi nienawiści, zdumione tak wielką miłością”.

Nawrócenie zbrodniarza

Maksymilian Kolbe odniósł jeszcze jedno ważne zwycięstwo, o którym dziś rzadko się pamięta. W listopadzie 1943 r. Rudolf Höss został odwołany ze stanowiska komendanta obozu i mianowano go szefem Oddziału Politycznego Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych przy Głównym Urzędzie Gospodarki i Administracji SS. Auschwitz opuszczał niechętnie, gdyż żal mu było rozstawać się z miejscem, które uważał za swoje najważniejsze dzieło. Po przegranej Niemiec w wojnie ukrywał się na wyspie Sylt pod zmienionym imieniem i nazwiskiem Franz Lang. W marcu 1946 r. został odnaleziony i zatrzymany przez Angielską Polową Policję Bezpieczeństwa. Przez dwa miesiące przebywał w Norymberdze, gdzie występował w charakterze świadka w procesie Ernsta Kaltenbrunnera – szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Na podstawie decyzji o ekstradycji został wydany władzom polskim 25 maja 1946 r. Stanął przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Warszawie, gdzie w dniach 11–29 marca 1947 r. odbyła się jego publiczna rozprawa. Wyrok za zbrodnie wojenne mógł być tylko jeden – kara śmierci przez powieszenie.

Przed śmiercią Höss dokonał rozrachunku ze swoim życiem. W pożegnalnym liście do swojej żony Hedwig 11 kwietnia 1947 r. napisał: „Z góry było dla mnie zupełnie jasne, że po rozgromieniu i zniszczeniu tego świata, któremu zaprzedałem się ciałem i duszą, muszę zginąć razem z nim […]. Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu byłem całkowicie i w pełni odpowiedzialny za wszystko, co się tam stało”. Dzień później podpisał także oświadczenie: „W osamotnieniu więziennym doszedłem do gorzkiego zrozumienia, jak ciężkich zbrodni dopuściłem się przeciwko ludzkości. Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu realizowałem część straszliwych, ludobójczych planów Trzeciej Rzeszy. W ten sposób wyrządziłem ludzkości i człowieczeństwu najcięższe szkody. Szczególnie narodowi polskiemu zgotowałem niewysłowione cierpienie. Za odpowiedzialność moją płacę swoim życiem. Oby mi Bóg wybaczył kiedyś moje czyny. Naród polski proszę o przebaczenie”. Kilka dni przed śmiercią Höss wyspowiadał się u krakowskiego jezuity o. Władysława Lohna. Szczegółów tego wydarzenia oczywiście nie znamy, objęła je tajemnica spowiedzi. Nie ulega jednak wątpliwości, że dokonał ostatecznego rozliczenia ze swoim życiem, a jego nawrócenie jest niepodważalnym tryumfem o. Maksymiliana Kolbego, który zwyciężył poprzez miłość w miejscu, w którym wcześniej królowała nienawiść.

Edgar Sukiennik, Mt 5,14

 

Źródła:

M. Bartoszewski, R.A. Soczewka, Niepokalanów. Gród św. Maksymiliana, Niepokalanów 2016

Jan Paweł II, Nauczanie papieskie, opr. E. Weron, A. Jaroch, Poznań 1990

Władysław Kluz, 47 lat życia, Niepokalanów 2001

Stefan Wyszyński, Nie gaście ducha ojca Maksymiliana, Niepokalanów 1996

Wincenty Zaleski, Święci na każdy dzień, Warszawa 1996