EN

AKTUALNOŚCI

przewiń w dół

O CHRZEŚCIJAŃSKIM WYZWOLENIU CZŁOWIEKA. STEFAN WYSZYŃSKI NA ADWENT

27 listopada 2022

Wizytacja bp. Stefana Wyszyńskiego, fot. Archiwum Archidiecezjalne Lubelskie

O CHRZEŚCIJAŃSKIM WYZWOLENIU CZŁOWIEKA. STEFAN WYSZYŃSKI NA ADWENT

27 listopada 2022

Na rozpoczynający się Adwent przypominamy fragmenty listu pasterskiego, który młody biskup lubelski Stefan Wyszyński, dziś błogosławiony, wystosował w pierwszych miesiącach swej posługi w 1946 r. Jak zwracał uwagę Stefan Wilkanowicz po latach, bo w 1981 r. na łamach miesięcznika „Znak”, „bez obawy popełnienia błędu można powiedzieć, że zawiera on moralno-społeczny program przyszłego prymasa Polski, zaś lektura tego tekstu po 35 prawie latach wskazuje, że nie jest to jedynie dokument historyczny, ale w wielkiej mierze program nadal aktualny. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby go więc uznać także za testament czy drogowskaz, który zmarły prymas nam pozostawia”. Wydaje się, że po 76 latach także.

 

LIST PASTERSKI NA ROK KOŚCIELNY

O CHRZEŚCIJAŃSKIM WYZWOLENIU CZŁOWIEKA

Adwent Pański, dziś rozpoczęty, zwraca myśli, wolę i uczucia, dusze I ciała nasze, całe człowieczeństwo ku Bogu Ojcu, który posyła Syna swego na Bożą Ziemię. Od czasu pierwszego adwentu, gotującego ludzkość no przyjście Zbawiciela świata, upłynęły wieki. Pan Jezus przyszedł na ziemię jako Bóg-Człowiek, pojednał ją z Niebem, zgładził grzechy świata, wlał do dusz wraz z łaską nadzieję, podźwignął nas z upadku. Od szeregu wieków przeżywamy rok w rok tajemnicę wcielenia Syna Bożego i odkupienia świata. Kościół Święty każe nam rozważać je kolejno w ciągu roku liturgicznego. Każde takie przeżycie pogłębia w nas zrozumienie dzieł Bożych. Sam Duch Święty rządzący Kościołem, uświęcający go, wpływa no coraz to lepsze zrozumienie prawd Bożych. Adwent każdorazowo budzi w nas tęsknotę do Boga: „Przyjdź, już nie zwlekaj, rozwiąż więzy Twego ludu” (Antyfona adwentowa).

Każde Święto Bożego Narodzenia ukazuje nam cud miłości Boga ku człowiekowi; cud zjednoczenia natury Bożej i ludzkiej, budząc w nas pragnienie trwałego z Nim związku. Każdy okres Wielkiego Postu przez swoje „obmycie odradzające” (Tt 3,5) oczyszcza nas i rodzi pragnienie wolności od zła. Święta wielkanocne, ukazując ostateczne zwycięstwo miłości nad nienawiścią, nad słabością i złem – ileż wlewają w nas sił do walki i woli zwycięstwa! Mężowie galilejscy patrzący w niebo za Chrystusem wstępującym do Ojca swego i Ojca naszego, ożywiają w nas pragnienie ojczyzny niebieskiej. A· dzień Zesłania Ducha Świętego rozpala w nas gorejący ogień miłości Boga, mocą której dążymy do Niego wszystkimi drogami świętych Pańskich, ubogacających przykładami swego życia cały rok kościelny.

Dzięki temu rok kościelny, który dziś od nowa zaczynamy, jest dla nas najskuteczniejszym przewodnikiem wychowania. Naszym pedagogiem jest sam Duch Święty, a Kościół czujnym kierownikiem.

Rozpoczynając dziś kolejny Adwent oczekujemy przyjścia Pańskiego. Nigdy bowiem człowiek nie czuł się tak bardzo pogrążony w ciemności i w cieniu śmierci, jak w czasach bezpośrednio powojennych. Bo chociaż świat już dawno jest odkupiony przez Chrystusa Pana, to jednak grzech ma tylu wyznawców, rodzi tak gorzkie owoce, iż od nich ścierpły nam wszystkim zęby, stwardniały serca, a Ziemia spłynęła krwią niewinnie pomordowanych oraz łzami dręczonych i prześladowanych, tonąc w mgławicach nienawiści i w dymach pożarów. Wojna napełniła oczy nasze obrazami apokaliptycznymi, niejednokrotnie mieliśmy przedsmak końca świata i doznaliśmy męki piekieł. Niejedni twierdzą, że w oprawcach swoich ujrzeli oblicze wcielonego szatana. Obrazy te pozostały w oczach naszych, budzą lęk i trwogę przed przyszłością świata .

Nawet obywatele najpotężniejszych narodów czują się zaniepokojeni. Z tego łez padołu wołamy dziś tym natarczywiej do Boga, oczekując łaski odrodzenia świata, nowego adwentu Pańskiego.

Rorate cœli – „Spuście rosę niebiosa z wysokości, a obłoki niech zleją z deszczem Sprawiedliwego: niech się rozewrze Ziemia i zrodzi Zbawiciela, a sprawiedliwość niechaj wzejdzie społem” (lz 45,8). ”O korzeniu Jessego, który stoisz na znak narodów, przed którymi królowie zamilkną, do którego narody modlić się będą, przyjdź, uwolnij nas i już nie zwlekaj” (Wielka antyfona adwentowa z 19 grudnia).

„O kluczu Dawidowy i berło domu izraelskiego, który otwierasz, a nie będzie nikogo, kto by zamykał, i zamykasz, a nie będzie nikogo, kto by otworzył, przyjdź i wyprowadź związanych z domu więzienia, siedzących w ciemności i cieniu śmierci” […]

Przywrócenie człowiekowi godności

Rozwianie promiennych prawd nauki Kościoła o wysokiej godności człowieczeństwo wskazuje nam, co uczynił Bóg dla podniesienia człowieka. Kto z nas nie pragnie dziś przywrócenia człowiekowi dawnej jego godności? Uznajemy niemal wszyscy, że odmianę świata trzeba zacząć od obrony człowieka. Zgodni jesteśmy, że leży to w interesie i rodziny, i państwa, i Kościoła. No ogół godzimy się, że dzieło przywrócenia tej godności człowiekowi może być skutecznie dokonane wspólnym wysiłkiem, i to nie tylko jednego narodu czy państwa, ale wspólnej procy wszystkich narodów i państw – całej ludzkości podobnie, jak ludzkość cała wzięła udział w osądzeniu zbrodni sponiewierania człowieka przez pogański świat. Aby nakreślić drogę przywrócenia godności człowiekowi, musimy iść po linii odwiecznych, i nienaruszalnych praw człowieka mając na uwadze krzywdy mu wyrządzone. Rozważmy, ukochani w Chrystusie, jaką rolę ma do wypełnienia człowiek sam, rodzina, państwo, społeczeństwo i wreszcie Kościół.

Czego należy oczekiwać od człowieka?

Ma on do wypełnienia najdonioślejsze zadanie. Któż bowiem będzie nas szanował, jeśli sami siebie nie uszanujemy? Poważanie zyskujemy własnym życiem i czynami.

Dlatego to sami musimy naprzód poznać, ocenić i uznać naszą wysoką godność, płynącą z naszego Boskiego pochodzenia, z wyniesienia natury ludzkiej do zaszczytu zjednoczenia z Bogiem, z naszego przeznaczenia do życia i do szczęścia wiecznego w Niebie. Żadna deklaracja prow człowieka i obywatela, żadna konstytucja, żaden ustrój społeczny, żadne przywileje polityczne nie pomogą nam do zachowania swej godności, nie uzyskają dla nas szacunku tak wiążąco jak prawda, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Żyli ongiś ludzie dobrze urodzeni, o historycznych nazwiskach, żyli potężni władcy i zeszli ze świata w niesławie; żyli też i prostaczkowie, których imiona żyją przekazywane z pokolenia na pokolenie. To tajemnica wartości życia osobistego!

Największym wrogiem naszym jesteśmy zazwyczaj my sami dla siebie. Nie można o tym zapominać dziś, gdy tyle jest słusznych dążeń do postępu i do znaczenia społecznego. Zarówno każdy człowiek, jak i całe warstwy społeczne, stany, zawody, nie wtedy zasługują na cześć, gdy zdobędą władzę, wielkie prawa, może społeczne przywileje, ale wtedy, gdy sami uszanują swą godność i życiem uczciwym, moralnym, pracowitym, zdobędą sobie poważanie u ludzi. Cała współczesna walka o wyniesienie człowieka, o pierwszeństwo i znaczenie powinna mieć na celu nie tylko zdobywanie praw, ale zdobywanie cnót i pełnienie obowiązków.

Dziś upadla człowieka nie tyle wadliwy ustrój społeczny, bo ten poprawia się w widoczny sposób, ale raczej gwałcenie przez ludzi prawa przyrodzonego, praw Bożych i ludzkich. Niejeden rozprawia o wyzwoleniu, a jest starym człowiekiem, niewolnikiem swych grzechów i nałogów, przez które kuje sobie łańcuch niewoli.

Czyż na przykład nie jest straszliwe w swych skutkach pijaństwo, które tak się u nas rozpowszechniło, że można mówić o pijackim obłędzie? Co pomogą wszystkie deklaracje o wolności, gdyśmy dotąd nie zrzucili z siebie jarzma najeźdź, który rozpijał nas z pomocą kontyngentowej wódki? Co pomogą zdobycze gospodarcze, wysokie płace, jeśli są przepijane? Kto nas uszanuje, gdy widzi Naród w stanie ciągłej nietrzeźwości?

A wszystkie grzechy ciała, szerząca się rozpusta, niewola zmysłów, zwyrodnienie, od którego człowiek żywcem gnije? Na dumnym świecie, zdobywającym i podbijającym materię, najbardziej upośledzona jest materia ciała ludzkiego. Fabryki w urabiają cuda z błota, z rudy, z węgla; materia wychodzi z nich uszlachetniona, tylko człowiek staje się pospolitszy. Jesteśmy świadkami ciągłej przemiany na lepsze wokół nas, a sami stajemy się coraz gorsi. Wystarczy przejść się po szpitalach, klinikach, sanatoriach, gdzie giną miliony od chorób cielesnych i wenerycznych. Są narody, wśród których co piąty człowiek choruje na syfilis, a drugie tyle przy nich się męczy. O jakiż godni są współczucia zdobywcy świata, władcy, zwycięzcy narodów, rządzeni swoimi nałogami! Musimy więc bronić się przed upodleniem nie tylko w fabryce, w biurze, w szkole, w więzieniu czy w wojsku, ale przede wszystkim musimy bronić się przed upodleniem w duszy i w ciele naszym. Strzec mamy przed sobą samym darów Bożych ciała naszego, nie niszczyć sił ciała na grzechy, na wieczny gwalt, zadawany ciału przez pijaństwo, rozpustę, występki. Bronić mamy darów umysłu naszego, dając mu prawdę Bożą, której jedynie jest godny. Kształcić mamy wolę naszq, by coraz skuteczniej pragnęła dobra i chroniła się przed złudzeniami, wiodącymi na manowce grzechu. Trzymać należy na wodzy uczucia nasze, uszlachetniać je i podnosić do Boga, by w Nim wszystko kochaly. Uznając słabość naszą w walce z sobą, odwołajmy się do pomocy Pana, który stworzył Niebo i Ziemię (zob. Ps 121,2). Właśnie z tą pomocą spieszy Chrystus na świat: „Kamień węgielny wszelkiego budowania”, wszelkiej prawdziwej odmiany.

Czego oczekujemy od rodziny?

Rodzina jest ośrodkiem wychowania, które najgłębiej kształtuje duszę. Urządzona po chrześcijańsku, jest szkołą niemal religijnej czci wzajemnej małżonków i dzieci. Małżeństwo, zbudowane na wzór związku Chrystusa z Kościołem, każe mężowi miłować żonę, jak Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie (zob. Ef 5,25). Taka miłość jest szkołą delikatności, tak koniecznej w pożyciu domowym.

Rodzina chrześcijańska ma przez miłość małżonków zwalczyć brutal­ność i ordynarność, których tak wiele bywa we wzajemnym obcowaniu mężczyzn i kobiet. Należy unikać wszelkiego gwałtu i przemocy. Należy uśmierzyć wrzask i krzyki, które napełniają domy. Byliśmy w czasie woj­ny świadkami ordynarności żołnierzy niemieckich wobec kobiet i dzieci polskich. Mamy już dość tego krzyku, wrogości słowa, złych oczu, gwałtownych ruchów. Nie naśladujmy tej dzikości, która nas lak raziła u wrogów. Zachowujmy szacunek wobec dzieci, widząc w nich dar Boży. Może to zwalczy w rodzinach obyczaj mordowania nienarodzonych dzieci, które tak często padają ofiarą wszystkich wad rodziców. Uszanować w rodzinie życie dziecka, otoczyć je miłością i szacunkiem, należnymi stworzeniu Bożemu, to znaczy zakładać fundament pod nowe obyczaje społeczne.

Znamienny jest nakaz świętego Pawła: „Ojcowie, nie rozdrażniajcie dzieci waszych, aby nie popadły w małoduszność” (Kol 3,21). Jest on podyktowany czcią dla wielkiej, nawet w dziecku, godności człowieka, delikatności i umiaru korzystania z władzy rodzicielskiej.

Czego nie zdoła dokonać rodzina, ma dalej prowadzić szkoła. Bo w niej widzimy uzupełnienie rodziny. Czy to będzie szkoła państwowa, czy prywatna – każda jest potrzebna przede wszystkim rodzinie i ma ją wspierać. W szkole może dziecko nauczyć się szacunku nie tylko dla siebie, ale i dla swego otoczenia. Staje ona między życiem prywatnym a społecznym, skąd płynie doniosłe jej znaczenie.

„Aby rodzinie ułatwić wychowanie człowieka w godności, trzeba prze­de wszystkim uszanować prawa i godność samej rodziny, zabezpieczyć jej swobodny oddech, by mogła wypełnić posłannictwo przekazywania nowego życia i wychowania dzieci w duchu zgodnym z własnymi przekonaniami religijnymi” (Pius XII). Należy tworzyć oddzielne ogniska do­mowe, by nie stłaczać rodzin na gromadę w przeludnionych izbach, gdzie trudno zachować spokój, zgodę, cierpliwość i wzajemny szacunek. W wieku życia społecznego nie wolno zapominać, że największy wpływ na to życie ma rodzina, której prawa są święte i pierwszorzędne.

Czego oczekujemy od państwa na rzecz podniesienia godności człowieka?

Chcemy tu zaznaczyć no wstępie, że podniesienie godności człowie­ka przysparza czci samemu państwu: im wyżej bowiem stawiany jest człowiek, tym większy zaszczyt dla rządzącego nim państwa; człowiek sponiewierany, zepchnięty do roli bezdusznej rzeczy, nierozumnego zwie­rzęcia, nie przynosi ani pożytku, ani zaszczytu państwu.

Zbyt wielka jest godność państwa, by miało rządzić tylko rzeczami, a nie ludźmi. U podstaw tego dźwigania wzwyż człowieka stanąć po­winna zasada, że państwa nie mają bezwzględnej władzy nad człowiekiem. Najwyższe prawo nad nim ma tylko Bóg, w którego władzy uczestniczą wszyscy inni. Stąd „święte prawo jednostki – mówi Pius XII, ­musi być uszanowane zarówno przez przyjaciół, jak i przez wrogów” (przemówienie z 24 grudnia 1942 r.).

Państwa nie istnieją dla siebie, tylko dla służenia dobru ludzi. „A kto­kolwiek by między wami chciał być pierwszy, będzie sługą wszystkich” (Mk 10,44). Nie obawiajmy się, że to służba ludziom obniży powagę państwa. Wszyscy bowiem obywatele swym zmysłem społecznym, przez Boga zaszczepionym, uznają wielką dostojność i doniosłość państwa. Im bardziej są przez nie uszanowani, tym większą odwdzięczają się miłością i gotowością obrony. A któż z nos dziś tego nie pragnie?

Państwa muszą otoczyć człowieka zaufaniem, uznaniem praw jego rozumu, zwłaszcza prawa do prawdy. „A przeto złożywszy kłamstwo, mówcie każdy prawdę z bliźnim swoim, bo jesteśmy członkami jedni drugich” (Ef 4,25). Państwa nie mogą więc, jak to czyniło propaganda hitlerowska, organizować okłamywania swych obywateli za ich własne pieniądze. Takie państwa godziłyby same w siebie, bo ostatecznie lu­dzie nie są dziećmi i na kłamstwie się znają.

Państwa muszą uznać prawa woli ludzkiej – zwłaszcza prawa do dobra. Każdy człowiek z natury swej pragnie dobra, a państwa mogą mu ułatwić jego osiągnięcie. Dlatego to państwo z woli swojej jest stróżem dobra powszechnego, ma obowiązek o nie walczyć i obywatelom je zapewnić. O tyle tylko jest zgodne ze swym przeznaczeniem, o ile pragnie tego dobra dla wszystkich. Z istoty swej i przeznaczenia państwo ma być dobre, ma dobrze czynić i ochraniać dobra człowieka przed zniszczeniem. Gdy tak czynić będzie, spokojnie może zaufać swym obywatelom. Gdy tego zaniecha, obywatele – zamiast być bro­nieni przez państwo – sami przed nim bronie się będą. Byłoby to największym nieszczęściem życia publicznego.

Państwa mają uznać prawa człowieka do zachowania i rozwoju i ży­cia fizycznego, umysłowego i moralnego (Pius XII, przemówienie z 24 grudnia 1942 r.). Jest to najbardziej podstawowe i niezaprzeczalne prawo człowieka, wzięte z woli dawcy życia – Boga. Prawo to jest wyższe ponad wszelkie inne prawa ludzi. Tylko potrzeba obrony dobra powszechnego daje państwu prawo do życia obywateli, ilekroć inną drogą nie można zabezpieczyć porządku publicznego, zawsze jednak mocą sprawiedliwego wyroku sądowego. Nie wolno jednak zapominać, że człowiek, który stanął w sprzeczności z prawem, nie przestał być człowiekiem. Dochodząc sprawiedliwości, wymierzając słuszną karę, państwa nie mogą stosować środków, które krzywdzą i poniewierają więźniów, nie mogą oddawać ich na łup dzikich instynktów ludzkich, nie mogą ich krzywdzie fizycznie, kaleczyć ciała.

Do państwa, postawionego na straży życia ludzkiego, zwracają się z ufnością oczy wszystkich uciśnionych, prześladowanych, zagrożonych. Państwo ma bronić życia w łonie matki, ma karać złość mężów krwa­wych. Do swego trybunału ma odwołać wszystkie zatargi obywateli, by z bronią w ręku nie rozstrzygali, kainowym obyczajem, swych sporów. Ktokolwiek inaczej by postępował, naruszałby prawo do życia, choćby działał w imieniu partii, organizacji politycznych czy wojskowych, dopuszczałby się zwykłego morderstwa, godziłby w prawa i cześć obywateli oraz podcinałby lad w państwie.

Państwa muszą stanąć w obronie praw obywateli do środków życio­wych. Bóg i Ojciec nasz, udzieliwszy nam daru życia, „daje pokarm wszelkiemu ciału” (Ps 136,25); skoro troszczy się o lilie polne i o ptaki niebieskie, o ileż bardziej o nas – małej wiary? (zob. Mt 6,30). Troskę tę złożył w ręce człowieka, „który sam sobie jest rządca i opatrzności” (encyklika Rerum Novorum), a gdy człowiek sam sobie zarodzie nie może – w ręce społeczności publicznej. Każdy człowiek ma prawo do środków życiowych; pozbawienie go tych środków, skazanie całych warstw ludzi na wymarcie, jest niesprawiedliwością. Walcząc więc o po­dniesienie godności człowieka, należy ułatwić mu dostęp do koniecznych dian środków, by nie pędził życia niegodnego człowieka, by posiadał na własność skromne bodaj mienie, by miał prawo używania swej własności w granicach obowiązków społecznych, by miał dostęp do godzi­wej pracy i sprawiedliwej zapłaty.

Państwa powinny szczególnie uznać wrodzone prawo człowieka do prywatnej i publicznej czci Bożej, do wyznawania swej wiary świętej i przekazywania jej dziatwie, w drodze wychowania rodzinnego czy szkolnego. Zbliżenie bowiem ludzi do Boga nie tylko podnosi godność obywateli, ale i państwu samemu dodaje blasku, jako sprawującemu swą władzę nad dziećmi Bożymi. Niech państwa nie wyrzekają się tego zaszczytu wiedząc, że władza opromieniona wolą Bożą, większą cieszy się powagą u ludzi niż władza bezbożnicza.

Gdy państwa lak uszanują prawa człowieka, gdy zwalczą wszelki gwałt i okrucieństwo, pastwienie się nad ludźmi, gdy staną w ich obro­nie – wydźwigną ludzi z niedoli, zdobędą sobie zaufanie, cześć, miłość i okryją się chwałą sług Bożych.

Obrona godności człowieka w życiu społecznym

Powszechne jest dążenie człowieka do postępu społecznego, pragnie­nie zdobycia sobie szacunku, bez względu na sian, zawód, rodzaj pracy, wyksztalcenie i majątek. Jest one zdrowe, słuszne i godne poparcia. Płynie przecież z samej natury człowieka jako dziecka Bożego i z wy­sokich jego przeznaczeń. Odpowiada dążeniom Kościoła, który od wie­ków mówi nam p wysokiej godności najdrobniejszego dziecięcia. Wszy­stko, co w tej dziedzinie człowiek może uczynić sam dla siebie, jest ma­ tą cząstka w porównaniu z Bożymi darami rozumu, woli i nieśmiertelności.

Od wieków woła Kościół do ludzi: sursum corda – w górę serca! Od wieków kładzie im w uszy: „Wy zaś jesteście rodzajem wybranym królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście opowiadali wielkie sprawy lego, który z ciemności wezwać was do swe­go przedziwnego świata. Wy, coście niegdyś byli nie ludem Bożym, a te­raz ludem Bożym” (1 P 2,9-10).

Od wieków Kościół zachęcał do postępu w świętości, w życiu społecznym i gospodarczym. Kościół nie uznaje zastoju. Nawet świętym przypomina słowa: „A sprawiedliwy niech jeszcze czyni sprawiedliwość, a święty niech jeszcze się uświęca” (Ap 22,11). Nie gorszmy się więc ludźmi, którzy chcą, by ich szanowano, by ich nie poniewierano, nie po­liczkowano, nie kopano, nie bilo po głowie pałkami – jak to czynili najeźdźcy.

Przeciwnie, starajmy się wszelkie te naleciałości powojenne, które godzą w cześć człowieka, usunąć z naszego życia. A więc trzeba zer­wać z obrzydliwym obyczajem przeklinania ludzi, ordynarnych wyzwisk, kpin i żartów, pastwienia się słowem i piórem. Przez tyle lal niewoli krzyczano na nas brutalnie, że dziś już bardzo pragniemy, by nie krzyczał na nas urzędnik w biurze, kierownik pracy, milicjant na ulicy. Mówmy do siebie ludzkim językiem!

Przykład w tej dziedzinie niech da nam prasa. Niech zerwie z oby­czajem używania brukowych, ulicznych słów, znęcania się nad przeciw­nikiem. Nawet nieprzyjaciół mamy miłować, a przecież nie można zaliczyć do nich ludzi odmiennych przekonań czy poglądów politycznych. Mamy prawo zwalczać błędy ludzkie, ale nie pogrążać, nie poniewierać człowieka.

Najwyższy czas, by po tylu wiekach walk o wyzwolenie ludzi procy, człowiek nie był poniewierany z powodu wykonywania swej pracy zależnej. W fabryce, w warsztacie, w biurze rządzić się należy zasadą: „Miłością braterską jedni drugich miłujcie, uszanowaniem wzajemnie się uprzedzajcie” (Rz 12,10). Na ludzi zależnych od nas w pracy chciejmy potrzeć oczyma chrześcijańskimi, jako no pomocnik6w naszych w dzie­le wyżywienia dzieci Bożych. Zniknąć musi przemoc i lęk, rozsiewane przez pracodawców wszelkiego typu, zwłaszcza wobec kobiet pracujących, wyzyskiwanych w procy i w zapłacie, terroryzowanych poniżającymi żądaniami zepsutych zwierzchnik6w.

No szczególną uwagę zasługuje los służby domowej, której nie chroni skutecznie ustawodawstwo pracy. Skazana jest ona na ciągłą posługę i czuwanie, dzień i noc, świątek i piątek. •

I ci najbliżsi nam pracownicy moją prawo do szacunku, do przyzwoi­tego kąta w mieszkaniu, do udziału w szczęściu i dobrobycie rodzinnym. Nie wolno ich skazywać na nielitościwe jarzmo kaprysów i łajań jeśli chcemy, by nie stali się „nieprzyjaciółmi człowieka domownicy jego” (Mt 10,36).

Chcąc podnieść człowieka z upodlenia i poniżenia w pracy, należy pamiętać, że stosunek pracodawcy i pracownika – to stosunek człowieka do człowieka. Nie wolno więc tracić z oczu dobra ciała i dobra duszy pracownika do człowieka. Nie wolno więc tracić z oczu dobra cia­ła i dobra duszy pracownika, nie wolno zapominać, że pracą swoją zy­skuje sobie szacunek, uznanie i prawo do godziwego życia. Oczekując od sług, pracowników, robotników posłuszeństwa, uległości, miłości i uczciwości w procy, trzeba im okazać poszanowanie i miłość, „odstępując groźby, wiedząc, że i ich, i wasz Pan jest w niebiesiech, a nie ma u nie­ go względu na osoby” (Ef 6,9).

Kościół w walce o godność człowieka

Czyż po rozważaniach w części drugiej naszego listu do Was, ukocha ni Bracia, należy coś jeszcze dodawać o roli Kościoła w zabezpieczeniu człowiekowi należytej mu godności? Przecież Kościół, jako dzieło Ojca wszystkich ludzi, powołany do miłowania i zbawienia ich, nie może ni­kogo poniżać.

Kościół zawsze był opiekunem ubogich i nędzarzy, zawsze był obroń­cą proletariatu, a tylko złośliwość szatańska zdoła myśleć inaczej. Wy­zwolenie człowieka zaczyna Kościół od wydobycia ludzi z najokrutniejszej niewoli grzechu, od wskrzeszenia do nowego życia. Raz tego doko­nawszy, miłuje bardziej synów marnotrawnych, owce odnalezione, źle się mających niż tych, co nie potrzebują lekarza, niż dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych. Taka już jest nieuleczalna słabość Kościoła, przejęta w spadku po Dobrym Pasterzu.

Mocą tej słabości ku maluczkim Kościół stoi silnie na straży godno­ści człowieka; w bramach jego zawsze znajdą przytułek, oparcie, po­ciechę i obronę ·plączący i obciążeni. Najzagorzalsi wrogowie Kościoła nie zaprzeczą, że dziś tylko w świątyniach usłyszeć można słowa stanowczej obrony życia ludzkiego.

Tylko w świątyni można widzieć, jak ubodzy i prości bez lęku i nieśmiałości przystopują do tego samego Stołu Pańskiego, z którego poży­wają możni i uczeni. Tylko w Kościele lud jest zmieszany bez różnicy stanu, zawodu, majątku. Oczy bogatych i biednych mają to samo pra­wo patrzeć w oblicze Boże, uszy ich słyszą te same słowa prawdy, do­stępne dla wszystkich, głowy skłaniają się po to samo rozgrzeszenie i błogosławieństwo, wargi otrzymują to samo Ciało Chrystusowe, a łaska spływa do duszy bez względu na osobę. Nigdzie nie ujrzysz wspa­nialszej równości jak przed ołtarzami Pańskimi. Kościół dawno już wykonał program zrównania człowieka, uważany za odkrycie naszych cza­sów.

A cześć człowieka? Świątynie katolickie są nie tylko miejscem uwiel­bienia Boga, ale też i miejscem uczczenia człowieka. oto aniołowie Pańscy na usłudze około zbawienia ludzkiego! 0to na kamiennej płycie ołtarza, kryjącej prochy świętych ludzi, spoczywa Ciało Boga-Człowieka! Oto w ołtarzach – oblicza świętych, prawdziwy triumf wszystkich świętych ludzi! A wśród nich uwielbiona, błogosławiona między niewiastami, święta Boża Rodzicielka Maryja, w chwale swego dziewiczego macierzyństwa. Sam Bóg nawet pochyla się ku nam w postaci ludzkiej. Za­ prawdę: „nie masz innego narodu tak wielkiego, który by miał bogi tak przybliżające się do niego, jako Pan Bóg nasz przytomny jest na wszy­stkie prośby nasze” (Pwt 4,7).

A kapłan przy ołtarzu, „z ludzi wzięty, dla ludzi postawiony w tym, co do Boga należy, aby ofiarował dary i ofiary za grzechy” (Hbr 5,1), mający władzę odpuszcza i zatrzymywać grzechy, sprowadzać Boga no ołtarze i rozdzielać Go ludziom, czyż nie jest to cud wyniesienia człowieka do godności wyższej ponad anielską? A przecież to syn i brat nasz!

Zaprawdę! Świątynia katolicka jest miejscem duchowego~ podniesie­nia człowieka. Wychodzimy z niej godniejsi, zapaleni pragnieniem jedno­czenia się w świętości, uczestniczenia w tajemnicy bóstwa Tego, który chciał być uczestnikiem naszego człowieczeństwa. Tu zbieramy siły do walki z tym, co w nas niskie, co ściąga nas w błoto grzechu. W świątyni rodzi się pragnienie lepszego jutro dla człowieka, tu jest początek odmiany, reformy świata. I dlatego Kościół zaszczepiając to pragnie­ nie zawsze kroczy na czele wszelkiego postępu za Chrystusem, którego już prorocy zwali „Ojcem przyszłego wieku” (lz 9,5).

Chrzescijaństwo jest błogosławieństwem świata wyzwalającym go z zastoju i śpiączki. Dopiero na progu odstępstwa od Boga, pogaństwa zaczyna się prawdziwe wstecznictwo. Bez Kościoła nie zdoła nikt uratować człowieka z poniżenia wieku dzisiejszego.

Zakończenie

Umiłowani w Chrystusie Panu Bracia! Przebiegliśmy myśl daleką drogę. W świetle adwentowych nadziei wyruszyliśmy ku lepszej dla człowieka przyszłości. Przeraził nos obraz piekła XX wieku, którego płomienie poraziły miliony naszych braci i sióstr, niemowląt i starów. Nie chcemy grozy tego widma nad światem! Zbyt kochamy braci naszych w Panu, byśmy mogli być obojętni na losy człowieka na ziemi. I dlatego chcemy przystąpić do pracy nad odnowieniem oblicza Ziemi.

Wracajmy więc do Betlejem, gdzie rodzi się Zbawiciel świata, ocze­kiwanie i jedyna nadzieja narodów. Upadnijmy tu z pokorną prośbą: „Boże, Ty jeszcze raz ożywisz nas, a lud Twój rozweseli się w Tobie. Okaż nom, Panie, miłosierdzie Twoje i daj nam zbawienie Twoje” (Ps 85,7-8.)

Niech Adwent ten i nowy rok kościelny będzie początkiem pracy nad podźwignięciem człowieczeństwa naszego z nizin i błota, w które zostało one wepchnięte.

Zacznijmy od siebie. Naprawiajmy naprzód w sobie pogwałcone człowieczeństwo. Wszak Pan rzekł: „Bogami jesteście i synami Najwyższe­go wszyscy” (Ps 82,6).

Niech kapłani w świątyniach przypominają nam nieustannie wysoką godność człowieka, niech przykładem życia swego stają na czele tych, którym Bóg „dal moc, aby się stali synami Bożymi, którzy nie z krwi ani z woli ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1,13).

„A sam Bóg pokoju niech was we wszystkim uświęca, aby cały wasz duch, dusza i ciało bez nagany były zachowane na przyjście Pana na­szego Jezusa Chrystusa. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa z wami. Amen” (1 Tes 5,23-28).

+ Biskup Stefan Wyszynski

Lublin, I Niedziela Adwentu 1946 r .