EN

AKTUALNOŚCI

przewiń w dół

5 LUTEGO 1949: ZAMACH NA PRYMASA

5 lutego 2021

5 LUTEGO 1949: ZAMACH NA PRYMASA

5 lutego 2021

Życie człowieka, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia mogło się zakończyć lutowego mroźnego popołudnia 1949 r. Gdyby plan komunistów się powiódł, zapewne inaczej potoczyłyby się dzieje Kościoła katolickiego w Polsce i polskiego narodu.

Biskup Stefan Wyszyński podczas krótkiej misji w diecezji lubelskiej szybko przekonał się, że rządzący Polską z nadania sowieckiego komuniści będą robić wszystko, aby mu przeszkodzić w wypełnianiu jego misji. Młody biskup przeżył niejedną prowokację, doświadczył licznych szykan i dyskryminacji Kościoła, przeciwko czemu protestował. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego otoczyło go gęstą siatką donosicieli – w latach 1946-1948 było ich szesnastu. To wszystko blednie jednak przy tym, co spotkało go, gdy został powołany na urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego i warszawskiego. Władza komunistyczna, która jego nominację przyjęła z jawną wrogością, widząc w nim zajadłego antykomunistę, uciekła się wówczas do najbardziej wyrafinowanego środka, przy pomocy którego chciała zastraszyć nowego prymasa Polski.

Po południu 5 lutego 1949 r., trzy dni po ingresie do bazyliki prymasowskiej w Gnieźnie, czarny amerykański buick wiozący arcybiskupa Wyszyńskiego, ze względu na ośnieżoną drogę, ruszył powoli w kierunku Witkowa. Tam mieszkańcy miasteczka zgotowali swemu pasterzowi serdeczne przyjęcie. Wieczorem limuzyna zatrzymała się przed farą w Kole, gdzie prymas miał nocować w miejscowej plebanii.

Lina jak ostry nóż

Prymas, kładąc się spać, nie miał pojęcia, co zdarzyło się na trasie z Witkowa do Wrześni. Wedle wywiadu bezpieki to właśnie tamtędy miał jechać arcybiskup Wyszyński. Jednak prymasowski buick pojechał inną trasą, omijając Wrześnię.

W Pro memoria pod datą 5 lutego 1949 r. Stefan Wyszyński dopisał w post scriptum: „W kilka dni później dowiedziałem się, że samochód jednej z gnieźnieńskich firm, który podążał za nami do Wrześni via Witkowo , chcąc zobaczyć powitanie prymasa, po uroczystości ruszył traktem na Wrześnię i wpadł na linę stalową, rozciągniętą na wysokości kierownicy między dwoma drzewami. Lina była uczepiona i trudna do zauważenia. Natychmiast dali znać do kurii. Tłumaczyli sobie przygodę tym, że w Gnieźnie krążyła pogłoska, że prymas uda się z Witkowa do Wrześni, i że lina była przygotowana dla niego. Prosiłem kurię, by pogłoskę tę dementowała”. Niemniej o incydencie prymas Wyszyński poinformował wiceministra Władysława Wolskiego, z którym miał niedługo potem oficjalne spotkanie.

Zapis prymasa nie oddaje grozy sytuacji. Według publicystów i historyków był to prawdziwy zamach, przygotowany z premedytacją i fachowo. Janusz Zabłocki, biograf kardynała Wyszyńskiego, działacz katolicki, a podczas wojny żołnierz Szarych Szeregów, przeszkolony w ramach „Wielkiej Dywersji”, zapisał w swojej książce Prymas Stefan Wyszyński: „Stalowa lina, prawie zawsze dla nadjeżdżającego pojazdu niewidoczna, zwłaszcza w mroku i mgle, była bronią prostą i straszną. Motocyklistom i ludziom w odkrytych samochodach ścinała głowy niby ostry nóż, potrafiła też – jak zapewniali partyzanci ze wschodu – żołnierza w szoferce ciężarówki przeciąć na pół. Zamocowana nieco niżej, skośnie do kierunku jazdy, zrzucała pędzący samochód do rowu; sprawiała, iż roztrzaskiwał się o drzewa albo wywracał do góry kołami, stając w płomieniach. (…) pod Wrześnią, najwidoczniej nie obawiano się zaalarmowania milicji, nie było zatem potrzeby ani się kryć, ani działać w pośpiechu. Według zapisu stalowa lina była pomalowana na czarno, przez co stawała się dla pojazdu mniej widoczna. Świadczyło to, że nie zakładali jej amatorzy; świadczyło też, że zasadzka była starannie wcześniej obmyślona i przygotowana”.

„Piekielny zamysł” i milczenie prymasa

Można sobie zadać pytanie: dlaczego prymas Wyszyński nie wspominał publicznie o tym incydencie? Czyżby go bagatelizował i nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie mógł mieć dla niego konsekwencje? Janusz Zabłocki tłumaczy to następująco: „Ksiądz prymas w pełni zrozumiał, co wówczas zaszło i co miało go spotkać. Ten niepojęty wybuch zła i nienawiści musiał go zapewne głęboko poruszyć. Ale równocześnie zdawał sobie sprawę, iż w zamierzeniach sprawców zamach ten – choć bezpośrednio wymierzony w niego – ugodzić miał w cały polski Kościół. Chciano nie tylko pozbyć się – w wyniku „nieszczęśliwego wypadku” – nowego Prymasa, który jawił się jako wróg komunistycznej władzy, lecz także zastraszyć jego ewentualnego następcę, biskupów, kapłanów, wiernych. Chciano ich porazić lękiem, wywołać wahania, skrzywić świadectwo. Ażeby nie dopuścić, by oczekiwania zamachowców zostały spełnione, należało zdobyć się na to, by nad zwyczajnymi w takim przypadku ludzkimi reakcjami zapanować. Należało – wspierając się wiarą i modlitwą – odnaleźć wobec tego faktu właściwy dystans i zignorować go. Tylko w ten sposób można było unicestwić piekielny zamysł, jaki leżał u jego źródeł”.

Epizod ten, który mógł zakończyć się tragicznie, zapadł kard. Wyszyńskiemu głęboko w pamięci. Osiem lat później w Gnieźnie, jak czytamy w Pro memoria pod datą 2 lutego 1957 r. wspominał go w rozmowie z biskupem Lucjanem Bernackim, jako „jedną z ciężkich udręk”, zadanych mu z okazji ingresu gnieźnieńskiego przez reżim komunistyczny.

Prymas Wyszyński nie dał się zastraszyć. W Pro memoria zapisał: „Największym brakiem apostoła jest lęk. Bo on budzi nieufność do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czyż jest jeszcze apostołem? Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy”. „Nieprzyjaciele sprawy” nie byli w stanie zastraszyć prymasa także cztery lata później, gdy przyszli do jego domu, aby go aresztować.

Grzegorz Polak, Mt 5,14

 

Cytaty za:

Janusz Zabłocki, Prymas Stefan Wyszyński. Opór i zwycięstwo 1948-1956, Warszawa 2002

Stefan kard. Wyszyński, Pro memoria t.1: 1948-1952, s. 26; t. 4: 1956-1957, Warszawa 2020